Rozdział 11
-Fajne imię.-upiłem łyk gorącej herbaty.
-A pochwalę Ci się ,że mojego pomysłu.-April mówiąc lekko się uśmiechała.-Kiedyś oglądałam Epokę Lodowcową i jakoś tak Diego przypominał mi tego tygrysa , no wiesz… te wystające kły.
-O widzisz coś mnie łączy z twoim psem.Nie zgadniesz jak wszyscy moi znajomi do mnie mówią!
-ymm…-dziewczyna przyglądała mi się przez się kilka sekund ,a po chwili zapytała śmiejąc się perliście.-Leniwiec Sid?No wiesz w sumie to masz coś takiego… podobnego w sobie…-April mówiła przez śmiech.
-Ale naprawdę jestem aż tak Sidowy?
-Jak by to powiedzieć ….-zawahała się by potem stanowczo powiedzieć.-tak!
-Ale pamiętaj ,że masz zakaz mówienia tak do mnie.
-Tak samo jak Baby Nath?
-Tak!
-No… nie obiecuje ,czy mi się może czasem nie wyrwie.
-Jak by co to pamiętaj ,że mam w zanadrzu dużo kar!
-Ciekawe jakich?-zadrwiła z uśmiechem.
-A zdziwiła byś się!
-Aż strach się bać!
-I niech tak zostanie.-odpadłem i zająłem się moją herbatą.
Nastała teraz cisza ,słychać było jak deszcz ciężko obija się o rynny.Słysząc to , jak by mój dobry dotąd nastój w minucie się pogorszył. Nie dawała mi spokoju myśl ,że będę musiał powiedzieć April coś bardzo ważnego. Czego ja i z pewnością ona też będzie żałowała ,że musi się wydarzyć. Prawie dwa miesiące ,ja w Ameryce ,a ona tu.Pewnie nie będzie na mnie czekała ,taka dziewczyna jak ona nie musi długo czekać aż ktoś się nią zainteresuje.Za nami zaledwie kilka spotkań ,a już musimy zakończyć naszą znajomość.
-Podobają mi się te obrazy.-palnąłem byle głupotę ,aby przerwać ciszę.
-Ten z Big Benem i Tym wielkim posągiem na wzgórzu sama namalowałam.-popatrzyła w ich stronę.
-Naprawdę?-zapytałem zdziwiony bo obrazy były naprawdę genialne.
-Nie ,tylko tak mówię ,żeby Ci zaimponować ,ale i tak wiem że Cie to nie interesuje.-powiedziała jednym tchem i wzruszyła ramionami.
-No dobra ,a malujesz jakieś … akty?-zapytałem na co dziewczyna zakrztusiła się herbatą po czym wybuchła śmiechem ,a ja oczywiście nie wiedziałem o co chodzi.
-Akty?-zapytała zaskoczona unosząc brew.
-No …-dopiero teraz zdałem sobie sprawę jaką głupotę powiedziałem. O CHOLERA!-Nie nie to znaczy , kurde pomyliłem się!Chodziło mi o te …no autoportrety.-z tego całego zakłopotania własną głupotą nie mogłem się wyłowić.
-Autoportrety powiadasz?-April dalej śmiałą się w najlepsze.
-Znowu coś głupiego palnąłem?
-Chyba raczej portrety.-odparła ,a ja zrobiłem facepama.
-To ja się już lepiej może nie będę wypowiadał.
-W sumie to czemu nie?Zakłopotany Nathan Sykes to chyba rzadki widok.
-I lepiej niech tak pozostanie.
Brunetka wzięła swój i mój pusty kubek ,a następnie odłożyła je do kuchni.
-Aktów się Baby Nathowi zachciało.-zaśmiała się pod nosem.
-Co ty tam mamroczesz?
-A nic nic , tak tylko się z ciebie nabijam.
-Za dobrze coś ze mną masz.To się z człowieka nabija ,to obraża , używa głupich nazewnictw.-zacząłem wyliczać.
-Wrzuca po pijaku do basenu.-przerwała mi ,a na samą myśl o tym wydarzeniu z Hallowenowej imprezy oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Zaraz ,a co było potem?-próbowałem rozjaśnić lukę w mojej pamięci.
-Potem było wielkie suszenie ,a następnie…-April zamyśliła się.-właściwie to nie pamiętam…
-Ja też nie…może nie robiliśmy jednak nic głupiego.
-Oby nie.-odparła stanowczo Ap ,opierając się tyłem o kuchenny blat.-Dobry z ciebie kucharz?-zapytała po chwili.
-Domownicy jakoś nie narzekają z tego co wiem.
-No proszę i w dodatku umie gotować!
-Jeszcze umie śpiewać , grać na pianinie , tańczyć , robić z siebie kompletnego idiotę.
-Oj musze się z tym zgodzić!A i zapomniałeś jeszcze o przechwalaniu się!
-No nie!Cokolwiek powiem jest źle… tobie to jednak trudno dogodzić.
-Spróbuj mi dogodzić piec ze mną pudding ,ok?
-Pudding?-zdziwiłem się.
-To takie budynio podobne ciasto ,które mam nadzieje w moim wykonaniu będzie w miarę jadalne.
-Droga Ap ,wiem co to pudding i jestem pewny ,że w naszym –podkreślenie wyrazu „naszym”-wykonaniu będzie w 100% jadalny.
-Jak zwykle ,ten człowiek umie tylko jedno…-April westchnęła.
-No co?Mówie jak będzie.-broniłem się.
-A i jeszcze zapomniałam dodać ,że jesteś zawsze wszechwiedzący.-odparła z lekkim uśmiechem otwierając lodówkę.
Następnie zabraliśmy się za pieczenie ciasta.Niby z nas 100% angole ,a jednak pudding to dla nas nie taka łatwa sprawa.Oczywiście nie obeszło się bez różnego rodzaju wpadek i wypadków ,które powodowały większe i mniejsze straty w kuchni.Nie obyło się też bez „przedawkowania” składników w moim wykonaniu ,ale mimo wszystko trwaliśmy w nadziei ,że pudding będzie chociaż w miarę jadalny.Po włożeniu ciasta do piekarnika zajęliśmy się bałaganem ,a właściwe syfem jaki po sobie tam zostawiliśmy.Jak przeczuwałem … nie obyło się bez „bitwy na mąke”.No tak …ledwo co westchnąłem po tym pieprzonym deszczu to teraz byłem cały w mące.W końcu jednak jakoś udało nam się wszystko ogarnąć , choć z mąką poszło trudniej… ciasto było gotowe ,więc dumni zasiedliśmy do stołu.W sumie to nasz pudding nie wyglądał tak najgorzej … jak na pierwszy raz to nawet można powiedzieć ,że był udany.
Skończyliśmy jeść.Nastała cisza.To ten moment.To trudne … w dodatku cała przyjazna do tond atmosfera nagle zniknie.Jednak muszę w końcu to z siebie wydusić.
-April.-powiedziałem cicho ,ale nie na tyle że dziewczyna podniosła wzrok.-Ja wyjeżdżam.-powiedziałem na jednym oddechu ,aby mieć to już za sobą.
-Wyjeżdżasz ,do Londynu?-zapytała zaskoczona moim poważnym i zarazem zdenerwowanym tonem.
-Też…to znaczy razem z zespołem jedziemy w trasę po USA.-Ap milczała ,miała zaskoczoną i chyba też rozczarowaną minę.-Na… –wziąłem głęboki oddech.-na prawie dwa miesiące.-„dwa miesiące” te słowa chyba najtrudniej przeszły mi przez gardło.
-To długo i daleko...-radosny płomyk w jej oczach jak by teraz zgasł.
Oboje teraz próbowaliśmy blado się uśmiechnąć ,jak by próbować wyrazić przez to ,że ta sytuacja wcale nie jest taka powarzna.Chciałbym ,aby nie była taka poważna… Zawsze gdy mówiłem rodzinie ,że wyjeżdżam ani oni ,ani ja nie mieliśmy z tym żadnego problemu. To było dla nich naturalne ,że mam takie obowiązki. Jednak z April było inaczej.
-Ale mam nadzieje ,że przed świętami się uda nam jakoś spotkać.-wydukałem.
-Ja chyba nigdzie się nie wybieram ,więc pewnie tak…-powiedziała starając się przyjąć obojętny ton ,ale ja czułem jak by cała radość z niej w tej chwili wyparowałą.
Naszą wymianę zdań przerwał dźwięk otwierających się wejściowych drzwi.Jak można się domyśleć byli to rodzice April.Dziewczyna na ich widok jak by ocknęła się z przemyśleń.
-Pójdę już.-odparłem i wstałem od szklanego stołu ,a kobieta o kruczoczarnych włosach z reklamówkami w ręce weszła do przedpokoju.
-Mamo to jest Nathan.-odezwała się Ap ,a jej matka jak by lekko zaskoczona wpatrywała się we mnie.
-Dzień dobry.Ja…właśnie wychodzę.-razem z April udaliśmy się do wiatrołapu.
-Pożyczę Ci parasol , bo pewnie dalej pada.-dziewczyna otworzyła szafę po czym wręczyła mi przedmiot.
-April…szkoda ,że tak się złożyło.
-Bywa.-odpowiedziała obojętnie.-Mam nadzieje ,że dacie tam świetne koncerty.
-Ja też mam taką nadzieję.-ubrałem kurtkę. -To do kiedyś-Do zobaczenia na livestreamach.-wymusiła uśmiech.
-Będę mentalnie z tobą.
-No ja myślę.
-Więc żegnaj April.-odparłem i przytuliłem dziewczynę na pożegnanie z nadzieją ,że to nie ostatni raz kiedy się widzimy.Popatrzyłem jeszcze w jej oczy ,które przypominały morze czekolady ,w którym można było bez pamięci się zatopić.Otworzyłem drzwi , Ap się nie myliła na dworze lało jak z cebra.Otworzyłem parasol idąc po marmurowych schodach.Dziewczyna stałą właśnie w na wpól otwartych drzwiach ,nasze spojrzenia się spotkały...Ap zamknęła drzwi a ja udałem się przed siebie.
----------------------------------------------------------------------------------------------
No witam moje ziomeczki! ;)
Takie tam dla Was natworzyłam.Tak ,wiem to z psem było głupie ,ale jakoś tak samo przylazł mi do głowy...No cóż.Załamane tym "rozstaniem"?Bo ja nie! ;)Musze przyznać ,że z przyjemnością pisało mi się ten rozdział , ach ten smutny nastój ^^
Ja już kończę bo internet ledwo zipie.Tak więc ocenę pozostawiam Wam! ;)
Do nn! ;* mój trójkąt bermudzki <3 font="">
3>
PS.Wy też macie czasem problem z dodaniem posta? Często wskakuje mi jakiś błąd i musze się z tym męczyć. ;(
Hahahaha to z psem było własnie GE-NIA-LNE ! :D Do tej pory nie mogę przestać się śmiać :D A do teo doszedł ten słodki leniwiec :DD
OdpowiedzUsuńHahahahahha "a malujesz jakieś … akty?" <333 To było świetne xDD Taki nieogarnięty xD hahaha no nie mogę do te pory przestać się śmiać :DD
Kuuurde, mi właśnie smutno, że się rozstają! Weź Ty coś zrób, zeby pojechali razeeeeem ;OOO DWA MIESIĄCE mają się nie widzieć, no dziewczyno błagam Cię :P
Kocham Cię i to opowiadanie, zawsze jak czytam nowy rozdział to mam takiego banana na buzi i tak mi się humor poprawia, że nawet Twoje delikatne błędy ortograficzne mi nie przeszkadzają (za co swoją drogą należy Ci się spory kopniak w zgrabny tyłeczek ;P)
Także podsumowując rozdział genialny, boski i veeeery zabawny :DD
Do następnego trójkąciku <333
A, a ja nie mam żadnych takich problemów :(( może spróbuj z innej przeglądarki dodawać :) :**
Usuńno witym moje panie z Trójkąta bermudzkiego xD co to za posiadowa beze mnie , hm ;> ?
OdpowiedzUsuńdobra, wiem - to ja się spoznilam, ale już jestem ! ;*
Nathan ma cos wspólnego z psem Ap xd omg jak to zabrzmiało xd wlasnie tak dobrze, ze parsknelam już po momencie rozpoczęcia czytania :D
poza tym te ich spotkanie takie przyjemne i beztroskie.. do pewnego momentu. Kurde i szkoda mi :<. bez kitu zrobilo mi się przykro i chciało mi się beczec, jeszcze jak Nath wyszedł z domu i ich spojrzenia się spotkaly :( buuuuuuuuuuuuuu - spyknij ich ze sobą :D !! o tak ! to jest myśl ! <3
czekam na następny Ziomeczku ;*
<3
OMG!! Akt?? naprawdę;p popłakałam się ze śmiechu;p
OdpowiedzUsuńBomba;p
Yyy Nathan wyjeżdża szczerze nie tego się spodziewałam;//
No cóż szczęście nie trwa wiecznie;//
Mam nadzieje że April nie będzie ciągle smutna;//
Chyba jadalny wyszedl ten pudding ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko ze chlopcy tak szybko wyjezdzaja do USA no ale coz... kto wiea moze sie wczesniej spotkaja