środa, 13 listopada 2013

Rozdział 37


Dopiero następnego dnia przyszedł czas na prezenty.Właściwie to wigilia przypadała za dwa dni ale nie mogłam już wytrzymać i zobaczyć jak rodzice zareagują na moje podarunki.Tak jak się spodziewałam wszyscy byli zadowoleni  ,zegarkiem i torebką doskonale trafiłam w ich gusta.Ekspres do kawy też stał się bardzo rozchwytywany.Coś czuję że te święta będą o smaku cappuccino.
Następnego dnia w zasadzie oprócz pomagania mamie w kuchni i obowiązkowej wizyty Kat nie działo się nic.Jak zwykle miło spędziłam czasz kuzynką jeszcze raz opowiadając jej o ostatnich wydarzeniach i skrupulatnie streszczając moją ostatnią wyprawę do Londynu no i przede wszystkim o tym jak trafiłam na noc do domu Nathana.Miło było mi ją z powrotem zobaczyć i porozmawiać tak szczerze jak z nikim.
 

Ukryłyśmy się w moim pokoju i rozmawiałyśmy z kubkami herbaty w rękach.Katherine z uwagą słuchała każde moje słowo.-Żartujesz sobie ze mnie ,Ap?
-A dlaczego miałabym kłamać?-powiedziałam z uśmiechem.
-To pytanie retoryczne.-stwierdziła i oparła się o ścianę pod którą stało moje łóżko.-A poza tym...Dziewczyno tobie to się udało!Nie ma co.
-Mówisz o licznych zwrotach akcji i pechowych niepowodzeniach ,które w ostateczności wychodzą mi na dobre?Tak ,z perspektywy czasu mogę stwierdzić że nie mogło być chyba lepiej.
-Trzeba było brać się z tobą do Vegas.-zrobiła nietęgą minę i zaplotła ręce.-Poznałabym jakiegoś interesującego amerykanina i żylibyśmy razem długo i szczęśliwie co wieczór wygrywając po milion dolarów w kasynach.
-Ty i te twoje marzenia.-westchnęłam.
-Wiesz czego nam jeszcze brakuje?!-nagle się ożywiła i podniosłą do pozycji siedzącej.-Powinnyśmy znaleźć sobie mieszkanie.-Kat miałam minę jak by właśnie dodstała olśnienia i wpadła na jakiś niesamowicie genialny pomysł wart Nobla.

-To brzmi naprawdę świetnie w szczególności że już mam przed oczami nasze porośnięte brudem i zabałaganione cztery kąty gdzie żywimy się jedynie pizzą ale ...Kat dopiero co wróciłam z drugiego końca świata i chce trochę jeszcze tu po odpoczywać.
-Przyznaj się!Jesteś totalny leń i żałujesz zostawić swój ciepły pokoik i darmowe obiadki.
-Kat.-roześmiałam się z jej oskarżycielskiego tonu.-Przecież sama wiesz ,że tak nie jest.
-Wiem wiem..nie mówię że od razu miałybyśmy się stąd wyprowadzić ale po nowym roku dlaczego by nie?Popatrz.-uniosła rękę i wskazała nią coś w powietrzu.-zaczęłybyśmy nowy rok zupełnie inaczej takie wolne i niezależne.
-Myślę że masz wybujałą wyobraźnię ,Kat.-odparłam ziewając bo byłam już trochę zmęczona po całym dniu odwiedzin na co ta spiorunowała mnie wzrokiem.
-Do każdego mojego pomysły podchodzisz sceptycznie a potem i tak się na końcu okazuje ,że mam racje i robisz to samo.
-Kat..
-Nie Kat tylko zabieram cie stąd i to już!
-Dobra skoro i tak masz rację to..niech będzie że od nowego roku szukamy mieszkania.
-Zaraz zaraz ale kierunek tylko i wyłącznie Londyn moja droga.-zastrzegła.
-Kat..
-Powiedziałam coś!-zagroziła mi palcem szczerząc się przy tym dumna ,że znowu i tak wyjdzie na jej.
-Nic już się nie odzywam.-powiedziałam śmiejąc się.-A zapomniałabym ,mam coś dla ciebie!-odłożyłam pusty kubek po herbacie i schyliłam się pod łózko skąd wyciągnęłam starannie owinięty czerwoną wstążką pakunek.-Wesołych świąt!-zawołałam melodyjnie wręczając prezent kuzynce a ta szybko się do niego dorwała.
-Skąd ty to masz?-mówiła z uradowaną miną nie odrywając wzorku od nowiutkiej bluzy.
-Wiesz ...nie uwierzysz ,ale dawali w sklepie za pieniądze.
Roześmiana Kat natychmiast zaczęła mnie ściskać i przytulać.-Kocham cię ty mój skrzacie!
-Ej ej ja chcę jeszcze trochę sobie pożyć na tym świecie!-wydusiłam z siebie kiedy poczułam że zaczyna mnie zgniatać.Też cię kocham Kat i ciesze się że się podoba.Ja osobiście byłam za czarną ale Nath powiedział że lepsza jest biała.
-Co?!-prawie pisnęła a jej oczy nagle stały się o wiele większe.
-Nie mówiłam cie że byliśmy razem na zakupach?
-Mówiłaś mówiłaś ,ale nie że pomagał ci wybierać dla mnie prezent!O matko -złapała się za głowę.-za dużo informacji jak na jeden dzień.-orzekła i oboje dałyśmy w śmiech.
 

Na rozmowie z Kat spędziłyśmy jeszcze godzinę a po południu kiedy goście wyszli Lauren stwierdziła że jednak święta bez żywej choinki nie są kompletne.A więc moje zadanie na to popołudnie brzmiało "Idź do rynku i upoluj jakieś ładne drzewko średniej wielkości". Wszystko to byłoby w miarę rutynowe i proste gdybym w centrum miasta nie spotkała szanownego pana Sykesa.
-O proszę kogo my tu mamy.-uśmiechnął widząc mnie gdy oglądałam zielone świerki.-Pani April jak myśmy się długo nie wiedzieli!
-Stanowczo za długo panie Nathanie.-odwzajemniłam.-Doradzisz mi coś?
Podszedł do mnie bliżej i pocałował zimnymi ustami.-To jest całkiem niezłe.-wskazał po chwili na jedno z drzewek.-Hmm chyba kupię.
Uniosłam brew.-Ja je chciałam kupić.-popatrzyłam na niego ; w jego zielono-niebieskich oczach tańczyły iskierki.

-Oj Ap po co ci takie liche drzewko?
-Potrzebuje.Po za tym przepraszam bardzo ale stwierdziłeś jeszcze 3 sekundy temu że jest całkiem niezłe.-odgięłam z drzewka karteczkę z ceną 20 funtów.-Nie uda się panu swój plan kradzieży panie Sykes.
Nathan złowieszczo się wyszczerzy i zwrócił się do obserwującego nas sprzedawcy.-Dam 30!
-Tak mało?!35!
-45 z jemiołą!
-O jemiołę pan sobie wymyślił!-droczyliśmy się a rozbawiony sprzedawca patrzył na nas jak na idiotów ,jednak odniosłam wrażenie że był zadowolony z licytacji.
-40 bez jemioły.Co ci tak na tej jemiole zależy?
-Zobaczysz.-powiedział zamyślony nie odrywając oczów od choinki.
-Więc może jeszcze ktoś podbije cenę?-odezwał się mężczyzna.
-Daje 50.-usatysfakcjonowany Nath spojrzał na mnie ,miałam kapitulującą i równocześnie niezadowoloną minę.
-50 jak najbardziej może być.
Niemal tupnęłam.Nie wiem po co Nathanowi potrzebna była taka "zabawa".Miałam wrażenie że widok mojej wściekłej miny sprawiał mu satysfakcję...-To miało być moje drzewko!
-Cóż ale jest moje.
-W takim razie życzę bardzo wesołych świat!-rzuciłam po czym odwróciłam się na pięcie i poszłam przed siebie.
-April ,nie obrażaj się!-jak cień powędrował za mną Sykes z zielonym świerkiem pod pachą.Przystanęłam jednak dalej byłam odwrócona tyłem do niego.-Zrobimy tak , ty bierzesz drzewko a jemioła zostaje u mnie.
-Nie zachowuj się jak dzieciak.
Nagle wyrósł na przeciwko mnie.-Masz rację to było głupie.-powiedział poważnym i szczerym tonem wręczając mi choinkę.-Mogę teraz użyć jemioły czy zamordujesz mnie wzrokiem?
-Myślę że mój wzrok ma silniejszą moc niż jemioła.
-Może jednak zaryzykuje?
-To było pytanie do mnie czy do ciebie?
-Do jemioły.
Roześmiałam się w duchu myśląc "Nath ty mój głupku".-Nathan..-nie powiedziałam nic więcej a raczej nie dał mi powiedzieć nic więcj bo po chwili jego usta przywarły do moich.Nie protestowałam ,nigdy bym nie protestowała nawet jak by palnął jakąś największą głupotę świata czy zrobił coś nie tak i tak jego pocałunek sprawiał że miękłam i nagle zapominałam o wszystkim.-Magiczna moc jemioły no no.-wymamrotałam kiedy na chwilę oderwaliśmy się od siebie aby zaczerpnąć lodowatego powietrza.Kiedy zauważyłam że brunet trzyma nad naszymi głowami gałązkę zaczął padać śnieg.Jak na zawołanie z nieba runął maleńki biały puch ,który chciał jak by dodać trochę magi dzisiejszemu dniu.-Choinka kupiona ,urocza świąteczna tradycja zaliczona ,więc co teraz?
-Wiem że jest za zimno na spacer ale kiedyś powiedziałaś coś tak bardzo poruszającego że "nawet najmroźniejsza zima ze mną byłaby słoneczna" więc..
-Ja tak powiedziałam?Nie możliwe!
-A jednak!To było przedwczoraj...wtedy kiedy stałaś pod oknem w moim pokoju i zaczął prószyć śnieg.
-Tak jak teraz.-uśmiechnęłam się.-Wydaje mi się że czas zdecydowanie za szybko płynie.
Po moich słowach nastała chwila ciszy ,jak by każde z nas wnikliwie analizowało w głowie ostatnie wydarzenia.Nim zauważyłam że idę teraz po chodniku okrytym zamarzniętą skorupą z Nathanem za rękę skręciliśmy w ulicę wyprowadzającą nas z rynku głównego miasta.Po kilku krokach Nath nagle niepokojąco się zachwiał a po chwili wylądował tuż na śniegu.
Przystanęłam napawając się widokiem leżącego Sykesa.Był cały czerwony i czułam że ja też ponieważ nie mogłam pohamować śmiechu.Stałam jak sparaliżowana a z moich ust buchała biała para.-Po czym poznasz przyjaciela?Po tym ,że gdy zaliczysz bliższy kontakt z podłogą pomoże ci wstać ,a prawdziwego przyjaciela ? Po tym że będzie stał i pękał ze śmiechu gdy się wywrócisz.
-Chciałbym więc abyś była kimś więcej niż prawdziwym przyjacielem.-powiedział poważnie aby po chwili pociągnąć mnie za rękaw kurtki.Błyskawicznie zachwiałam się i runęłam tuż na niego.-To nie fair!
-Nie wszystko w życiu jest fair.-stwierdził strzepując z kurtki śnieg.
-I właśnie takie nie fair Nathany Sykesy mnie najbardziej dobijają.

 Po kilku minutach śmiechu i rzucania się śniegiem w końcu jakoś wygramoliliśmy się z ziemi.Jako że oboje musieliśmy wkrótce wracać obraliśmy nie daleki kierunek do mojego domu.
Powiedziałam kiedy przechodziliśmy obok furtki.-Niestety Nathan ale muszę wracać.
-Na pewno?
-Na pewno.Pamiętasz nasz plan?
-I to jeszcze jak!23 grudnia mieliśmy się nie spotkać ,świąteczne zakupy ,przygotowania i te sprawy.Potem 24-26 nie widzimy się.Aż do wyczekiwanego 27.
-Czuje się jakbyśmy znowu mieli wyjechać gdzieś daleko w zupełnie inne kierunki i nie spotkać się przez długi czas.
Nathan uniósł kąciki ust do góry ,wyjął z zmarznięte kieszeni ręce i naciągnął moja czapkę na uszy. I tak była trochę za duża więc mi spadała.-To tylko kilka dni.Pamiętaj "kilka".-zaakcentował to słowo jak by usiłował mi coś wytłumaczyć i wbić do głowy. -I pamiętaj jestem jakieś -spojrzał na ulicę w lewo i zmrużył oczy.-8 domów od ciebie.
-Wow!Nie sądziłam że tak blisko mnie mieszka taka gwiazda!-rozdziawiłam szeroko usta i po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
Nathan ponownie naciągnął mi czapkę na uszy.-Co ty masz z tą czapką Natty?
-Pamiętaj żeby się ciepło ubierać.
-Wyczuwam nagły skok opiekuńczości.
-To dobrze wyczuwasz.
-Muszę już iść.-powiedziałam i zobaczyłam jak kilka sekund później wyciąga coś zza pleców.-Nie nie!Bez jemioły.
-Przecież nie dam ci jemioły głuptasie.-roześmiał się a gdy spojrzałam w dół zobaczyłam że trzyma w rękach małe białe kwadratowe pudełeczko przewiązane na ukos bordową wstążką.-To taki dro..
-Ale ja dla ciebie nic nie mam!-przykryłam otwarte usta rękawiczką i patrzyłam to na niego to na pudełeczko.-Nie Nath.
-April przestań panikować!-roześmiał się dźwięcznie i powiedział to tym swoim uspokajającym i rozbawionym głosem który sprawił że zamilkłam.Ostrożnie zdjął wstążkę z pudełka i uchylił jego wieczko.Srebrna bransoletka lśniła jak by była z kryształów na bordowej wyściółce w środku.
-Wiesz ,że nie musiałeś?Wiesz że tego nie potrzebuje Nath i wiesz że się nie spodziewałam?-bardziej stwierdzałam niż zadawałam pytania.
-A ty wiesz że mnie to nie interesuje bo ja bardzo chce ci to dać?-wyszczerzył się jak by nigdy nic.
-Wiem...i nie mam nic do gadania.-odwzajemniła i nim się obejrzałam jak Nathan zdjął moją włochatą rękawiczkę i zaczął zapinać bransoletkę.-Na serio jest mi wstyd.-znowu zaczęłam.
-Boże to najgorsze wręczanie komuś prezentu jakie kiedykolwiek przeżyłem.-Nath wzniósł wzrok ku niebu.
Roześmiałam się na całego.-Bo nigdy jeszcze nic mi nie kupowałeś.
-Gotowe.-oznajmił i spojrzałam na srebrny łańcuszek ,który luźno wisiał na moim chudym nadgarstku.
-Dziękuje.-zadowolona mocno go przytuliłam.Nie obchodził mnie już nawet stopiony śnieg na naszych kurtkach po prostu chciałam nacieszyć się jego bliskością.
Kiedy lekko się od niego oderwałam i zarzuciłam ręce na szyje spojrzał w moje oczy.Był tak blisko że widziałam moja twarz odbijającą się w jego źrenicach jak w mikroskopijnych lusterkach. -Zawsze musimy się tak długo żegnać.-odezwałam się.
-Zawsze.
-To ty przedłużasz.
-To chyba dobrze?
-Bardzo dobrze.-obdarował mnie jeszcze raz intensywnym pocałunkiem i poszedł w swoją stronę co chwilę odwracając głowę i patrząc czy dalej stoję przy furtce a ja dalej stałam i dalej patrzyłam jak idzie i oddala się coraz bardziej.

-----------------------------------------------------------------------
Witojcie!


Jak tam ? bo u mnie zimowo ,ale tylko w opowiadaniu ;) W sumie to nie moge się doczekać zimy ,taaa wylegiwanie się leniwie na kanapie przed telewizorem pod kocykiem ,te wszystkie smakołyki ah! ;) Dajcie mi święta! Now! a tak wracając to.. cóż gdyby nie pewne nieprzyjemne zawirowania związane z """kochanym"""empikiem to wczorajszy dzień byłby w miarę a tak to był koszmarny.Chodzi o to że 29 zamawiałam płytkę i wczoraj dodstałam majla z wiadomością o tym że płytki nie dostanę.No i kicha!Hahah w życiu chyba nikt nie widział tak wkurzonej mnie xd ale wszystko jest na dobrej drodze bo płytka przyjdzie do mnie z niezawodnego allegro kupiona w ostatniej chwili ;D 


No to tyle.Na razie zmykam wcinać pyszne tiramisu mojej mamy! ;)

Zapraszam na blog nr 2 !!
Do napisania słońca! ;**

PS.Stop!! jeszcze chciałam oddać że bardzo mnie zaskoczyłyście szybkością dodania komentarzy pod ostatnim rozdziałem bo miałam ochotę go edytować czyli raczej trochę przedłużyć bo wydawał mi sie taki lichy xd a tu proszę nie zdążyłam ;)

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 36

-Jestem bardzo ciekawa co my teraz zrobimy.-zmieniłam pozycję na siedzącą.Powiem szczerze - panikowałam.
-Sam chciałbym wiedzieć.-Nathan szybko wstał przelotnie spoglądając na zegarek który wskazywał 9.28 -Zaraz a o ,której ty miałaś tak "naprawdę" dzisiaj przylecieć?
-Powiedziałam im ,że koło południa ale wiesz że plany były inne...Moim rodzice mieli się zorientować rano że wróciłam.-wstałam szukając wzrokiem moich ubrań.-Teraz to już nie istotne.
-Będziemy musieli zejść na dół.
-Nath to by oznaczało spotkanie z twoją rodziną!Sorry ale nie jestem na to chyba jeszcze gotowa.Poza tym jak zareagują widząc mnie , na dodatek rano po nocy spędzonej u ciebie?
-Powiemy im prawdę.-oznajmił zadowolony.-Przenocowałem cie tutaj ,to wszystko.
-Nie wiem...-ubierałam właśnie spodnie i spoglądałam przez okno.-Masz może pod oknem jakieś drzewo?
-Ty i te twoje genialne pomysły.-prychnął już ubrany , podszedł do mnie bliżej i chwycił moją rękę.-April ,nie bój się , moi rodzice wcale nie są tacy straszni.-powiedział spokojnym tonem patrząc badawczo w moje oczy.
-Wcale się nie boję.-zaprzeczyłam stanowczo na co szeroko się uśmiechnął.
-Tak się składa ,że już cie trochę znam.
-A idź ty..-przerwał mi składając soczysty pocałunek na moich ustach.Poczułam się o wiele lepiej ,jak by stres na chwilę odszedł w nie pamięć ,ale tylko po to by za chwilę wrócić ze zdwojoną siłą.
Dalej trzymał moją rękę lekko nią potrząsając.-Idziemy?
-Nie chce wystraszyć twoich rodziców..wyglądam pewnie tragicznie.
-Jak zwykle.-stwierdził bez zastanowienia śmiejąc się pod nosem za co pacnęłam go głowę
.
Po znalezieniu jakiegoś małego lusterka w jego komodzie i stwierdzeniu że jednak nie jest tak najgorzej chwyciłam mocno chłopaka za rękę i wyszliśmy ze swojej kryjówki.Na korytarzu spotkaliśmy Jess z miną jak by właśnie zobaczyła królową Brytyjską robiącą szpagaty w powietrzu.
-O!-nie spuszczała z nas zaskoczonego wzroku a ja czułam jak moja twarz robi się cała buraczana.-A więc to tak!No ja nie wiem czy ładnie się tak ukrywać.-uśmiechnęła się.
-Jess zaraz ci to wszystko wytłumaczymy.-zabrał głos Nathan.
-Nie trzeba.-machnęła ręką.-Jesteście dorośli.Miłego śniadania z rodzicami.-rzuciła pół złośliwie i zniknęła za białymi drzwiami obok.Spojrzałam z przerażeniem na chłopaka który już nie był tak rozentuzjazmowany jak wcześniej.Niczym duchy zeszliśmy po schodach.
-Nathan wiem ,że ty potrafisz bić w spaniu wszelkie rekordy ale nie zapominaj że są święta.-usłyszeliśmy głos Pani Sykes dobiegający z kuchni kiedy weszła na korytarz miała podobną minę jak Jess.-O! Mogłeś uprzedzić że masz gościa.
-Dzień dobry.
-To trochę skomplikowane mamo.
-Więc...zapraszam państwa na śniadanie.-powiedziała dosyć miłym tonem i odwróciła się skręcając do kuchni.Pierwsze wrażenie? Nathan to jak skóra zdjęta z matki ,ale brwi ma z pewnością po ojcu.Kobieta mimo ,że była dosyć zaskoczona wydawała się przyjaźnie nastawiona.Mój strach minimalnie opadł.Nathan czując że już tak mocno nie ściskam jego dłoni wysłał mi ciepły uśmiech i zaprowadził do stołu.
-Mają państwo bardzo ładny dom.-powiedziałam bo tylko tyle udało mi się wymyślić.
-Mam nadzieję ,że śniadanie będzie smakowało.-na stole wylądowały dwa talerze z omletami i kubkami aromatycznej herbaty.-Nath gentlemanie zapomniałeś przedstawić koleżanki.
Nathan już roździabił usta ale mu przerwałam.-April Jeferson.Bardzo miło mi panią poznać.-lekko się uśmiechnęłam co kobieta odwzajemniła.
-W normalnym wypadku powiedziałabym że Nath wiele mi o tobie opowiadał ale tak nie było.-stwierdziła żartobliwie.
-Nie miałem czasu a poza tym sama wiesz.
-Potem pogadamy teraz jedzcie bo nie będę znowu podgrzewać.

Po skończonym posiłku ,który zresztą był przepyszny i muszę stwierdzić że w życiu nie piłam tak dobrej herbaty dalej siedzieliśmy przy stole.
-Mamo!Nie masz pojęcia co się wczoraj wydarzyło...-i zaczął opowiadać jak to najpierw odebrał mnie z lotniska potem spędziliśmy mega męczące godziny na zakupach i wreszcie jak to włamywaczka Apil przemyślała swój plan aż wylądowałam tutaj.Potem płynnie przeszliśmy w opowieści o moim pobycie w Vegas i różnicach kulturowych między Anglią a Ameryką.Z biegiem rozmowy Karen -bo tak miała na imię matka Natha i tak właśnie kazała aby się do niej zwracać wydawała się coraz bardziej sympatyczniejszą i przyjazną osobą.Nie odczuwałam już żadnego dyskomfortu czy niezręczności w przebywaniu w domu Sykesów.Co tu dużo mówić zadomowiłam się tutaj przez tą godzinę jednak nadszedł mój czas i musiałam wracać.

-Szkoda ,że nie poznałam twojego taty pewnie też byłby bardzo miły.-powiedziałam kiedy staliśmy w przedpokoju żegnając się.
-Phil nie jest moim ojcem ,moi rodzice się rozwiedli.
-Rozumiem.
-I tak już za długo cię tu trzymam.-powiedział przytulając mnie.
-Nigdy nie będzie za długo.Jakoś trzeba sobie wynagrodzić te miesiące spędzone osobno.
-Moja mądra i romantyczna Ap.-wyszczerzył się słodko i naciągnął mi na uszy moją szarą beanie.
-Dzięki za gościnę ,transport i w ogóle za miłą noc.
-Cała przyjemność po mojej stronie.
-Ale po mojej trochę też.-zastrzegłam.Potem jeszcze raz mnie przytulił ale tym razem tak jak bym kiedy wyjdę zaraz przez drzwi miała już nigdy go nie zobaczyć.Pocałowałam go w policzek i otworzyłam drzwi z których natychmiast do środka wlało się zimne powietrze.
-Pamiętaj o naszym planie!-zawołał a ja odwróciłam się omal nie wywiając salta na śliskim chodniku na głośno się roześmiał.
-Pamiętam!Wiesz ,że jeden dzień mamy nie zaplanowany?
-Szykuj się na sylwestrową niespodziankę!
Uśmiechnęłam się i wysłałam mu w powietrzu całusa.-Na razie Lil Nath!
Dotarłam do bramki kiedy przypomniało mi się ,że przecież moje walizki i zakupy znajdują się w jego samochodzie.Zrobiłam tył zwrot i podbiegłam do drzwi.
-O jak się szybko za mną stęskniłaś!
-Hahahahah chciałbyś!Nathy moje rzeczy są w twoim samochodzie.-powiedziałam na co brunet pacnął się w czoło.-Zaraz cię odwiozę.-sięgnął na wieszak po kurtkę a kapcie wymienił na pierwsze z brzegu buty i zabierając kluczyki z szafki szybko wyszedł z domu.
W czasie jazdy co chwilę patrzeliśmy na siebie śmiejąc się głośno i równocześnie ciesząc swoim towarzystwem.
Zaparkował przez wejściem a potem wytaszczył z bagażnika moje walizki i zakupy by potem mimo moich protestów dostarczyć je pod same drzwi mojego domu.-Mam nadzieję że cię nie zabiją.
-Spokojnie potrafię ogarnąć nawet najgorsze sytuacje.
-Przykładne może być ta wczorajszo-dzisiejsza.
-O to to właśnie.-uśmiechnęłam się.-Czyli kolejne pożegnanie.
-Na to wygląda.-westchnął.-No chyba ,że zrekompensujesz się i zaprosisz mnie na świąteczny obiad.
-Spadaj do swojej rodzinki Sykes.- odepchęłam go lekko śmiejąc się.
-Skoro nalegasz.-zrobił "obrażoną" minę a żeby się nie smucił pocałowałam go przelotnie.-Widzimy się nie długo.Nath ze spuszczona głową i równocześnie chwytając się teatralnie za serce wrócił w stronę swojego samochodu ,potem patrzyłam jak odmierzacza.
Wzięłam głęboki wdech zimnego powietrza i pociągnęłam za klamkę taskając za sobą moje bagaże.-Cześć moja wspaniała rodzino!-zawołałam w wejściu i zaraz mama i tata wyrośli obok mnie.
-April?
-Co ty tu robisz?
-Spoko nie chcecie to wyjdę.
-Chodź tu skarbie!Matko jak się za tobą stęskniliśmy!

Tak jak się spodziewałam uściskom nie było końca.Witając się z nimi i opowiadając o tych wszystkich wydarzeniach poczułam się jakoś inaczej...Byłam po prostu szczęśliwa ,że tu jestem że wróciłam i przede wszystkim że wreszcie mogę ich znów zobaczyć.Muszę przyznać że dawno nie widziałam moich rodziców tak rozentuzjazmowanych.Diego wesoło stukał łapami po panelach i skakał na mój widok jak by zobaczył właśnie największą kość na świecie.Znowu byłam w moim domu ,w którym rozchodził się zapach pieczeni i piernika.Choinka dumnie stała w rogu salonu przyozdobiona złotymi bombkami ,które uwielbiałam wieszać gdy byłam mała.Siedziałam teraz na kanapie w salonie która wydawała się jak by bardziej wygodna niż zwykle ,miałam w rękach parujący kubek z herbatą -już drugą tego dnia i tak po prostu zadziwiająco swobodnie opowiadałam wszystko ze szczegółami mamie.Teraz wiedziałam ,że tęsknota to jedno z najnieprzyjemniejszych uczuć jakie do tej pory odczuwałam.

----------------------------------------------------------------------------------------
Witam was cieplutko! ;)

Mam dzisiaj dobry humorek.Taa przed chwilą wyławiałam z kibelka moją kartę do telefonu.Nie pytajcie nawet! ;D
Hmmm lekcje jeszcze nie ogarnięte a do poniedziałkowego poranka coraz bliżej.Całą ja.Cóż miałam zrobić skoro wena mnie dopadła w swe szpony i zmusiła do pisania ;) Mam nadzieję że rozdziałek jest ok bo mi się podoba ,może nie wile się dzieje ale jest taki pozytywny.

Cóż zmykam bo goni mnie czas czyt.odrabianie lekcji.Liczę ,że skomentujecie i wyrazicie swoje zacne opinie bo tego właśnie potrzebuje.Jeszcze che wam bardzo podziękować za wszystkie słowa uznania i wyznania miłości.Jesteście wielkie!
Do napisania słońca! ;*