poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 50

Właśnie wychodziłam z prysznicu przy okazji robiąc pierwszą próbę generalna naszej łazienki kiedy usłyszałam już od progu głos Katherine.

-April , zabije Cię!-oznajmiła twardo zaraz wejściu.-Szukałam jakiegokolwiek sklepu prawie godzinę! A wiedziałaś ,że jakieś sto metrów od naszej kamienicy jest sklep ze zdrową żywnością ,ale wydawał się podejrzany przed wejściem stała gromada krzyczących chińczyków.-powiedziała opadając na fotel i kładąc niedbale reklamówkę z zakupami na podłogę.
-To Londyn, kochana , centrum życia ludzi z całego świata.-odparłam wycierając włosy ręcznikiem.
-Jak dla mnie to trochę za dużo tych egzotycznych obcokrajowców.
Parsknęłam.-Zauważyłaś? Zaczynasz mówić jak ja a ja jak ty.
-To już sobie ponarzekać nie wolno!-zaśmiała się.
-Można ale przypominam ,że zanim ty zdążysz się przygotować do wyjścia ja już dawno będę tam leżała wypita.
Kat wybuchnęła śmiechem tak głośno ,że chyba usłyszeli ją wszyscy sąsiedzi a zaraz potem zrobiła wyjątkowo groźnie poważną minę.-Grabisz sobie grabisz mała.-pogroziła mi palcem.-Ale w sumie... April i entuzjazm na imprezę i to dzisiaj ,w takim dniu? Wow! Ten nasz nowy prysznic działa chyba jakoś energetycznie!
-Taa wypiję jeszcze mojego energetyka i będę fruwać pod sufitem.

Z zadowoleniem sięgnęłam po napój i zostawiłam kuzynkę znikając w łazience.Narzuciłam na siebie mój ulubiony szlafrok i zasiadając przed lustrem przystąpiłam do obrzędów upiększających.Włosy potraktowałam lokówką a następnie trudziłam się nad nieco bardziej wyjściowym makijażu niż ten na co dzień.Po niecałej godzinie byłam już gotowa , umalowana , uczesana oraz należycie ubrana.Kat równie szybko się uwinęła więc nie pozostało nam nic innego jak czekać na chłopaków , którzy mieli pod nas podjechać.Wyszłyśmy z mieszkania i zeszłyśmy na klatkę o mal nie łamiąc sobie nóg przez wysokie buty kiedy chłopaki zadzwonili , z informując nas ,że lada chwila będą.

-April ?-zagadała Kat.
-Yhym? -nie spoglądając na nią otworzyłam drzwi naszej klatki a wychodąc oblała nas fala styczniowego chłodu.-Ożeż ,ale zimo!
-Jacy oni są?
-Kat ,zadajesz mi to pytanie 2 minuty przed spotkaniem z nimi?
Chwila namysłu i kontemplacji.-Tak.-zaśmiała się cicho.
-Sama się przekonasz i wiesz... wydaje mi się ,że jak imprezowi kompani idealnie się zgracie.
-No ja myślę!-orzekła kiedy pokaźne czarne volvo podjechało z piskiem opon tuż pod samą furtkę.A gdy szyba samochodu się uchyliła naszym oczom ukazał się Max. Gwizdający Max.-Ulalalaa!-wydał dźwięk zachwytu.-To może podwieźć panie?-mówił tym swoim uwodzicielskim głosem urodzonego podrywacza.-Takie piękne kobiety nie powinny marznąc w tak świetnie zapowiadający się wieczór.
Ukradkiem spojrzałam na Kat ,która miała równie zachwyconą i podekscytowaną minę jak Max.-Oj Georege trzeba było szybciej jechać to byśmy nie marzły.-odparłam wzruszając ramionami.-I to się okaże ,czy taki świetny.
-No we mnie wątpisz maleńka!?
-Ależ skąd? Ani bym śmiała.
Max nie odezwał się tylko przerywając naszą konwersację spojrzał na moją rudowłosą towarzyszkę.
-A właśnie!-ocknęłam się.- Przedstawiam ci mój drogi moją współlokatorkę Katherine.
-Właściwie to Kat.-poprawiła mnie szczerząc się do Maxa.
-W każdym bądź razie niezmiernie miło poznać.-orzekł tym swoim charakterystycznym tonem a ja pomyślałam "dobrze ,że tego Nina nie widzi".
-Lepiej nam otwórz drzwi ty stary podrywaczu.-parsknęłam ponaglając go.
-Oczywiście oczywiście ,szofer Maxymiliano do usług.-wysiadł z samochodu zabawnie się kłaniając przez co ledwo nie wybuchłam śmiechem.Otworzył nam drzwi i wreszcie zobaczyłam na tylnym siedzeniu zaintrygowanego Nathana.-No ile można czekać?
-Przepraszam kochanie -powiedziałam pośpiesznie i go pocałowałam.-ale Max nas podrywał więc trochę zeszło.
-Max , dzisiaj trzymasz się z dala od April , słyszysz?-zawołał do kierowcy brunet.
-Ooo jaki ochroniarz z pana panie Sykes!
-Zawsze i wszędzie.-odparł Nath już nie tak głośno i pocałował mnie w policzek.-Jeśli trzeba.-dodał na końcu z rozbrajającym uśmiechem.
-Dobra to waleczny Nath się uspokaja a ty Maxiu odpalaj to cacko bo Tom tam w Mahiki korzenie zapuści.-odezwał się ktoś trzeci i dopiero teraz zobaczyłam Jaya siedzącego obok Maxa.
-O Jay , nie zauważyłam Cię!
-Dzięki.
Max charakterystycznie się zaśmiał.-Na ogół nie trudno zauważyć Jaya.-dodał.-I nie martw się Bird ,Tom nie opróżni ci baru.Jeszcze nie.
Chyba tej nocy będziecie mieć jeszcze jednego równego sobie kompana do picia ,pomyślałam spoglądając na Kat.

Wreszcie ruszyliśmy w drogę.Max niezwykle gazował i chaotycznie jechał przez co parę razy na zakrętach zwalaliśmy się na siebie jak domino co powodowało lawinę śmiechu.Nie powiem , myślałam że to Nathan jest porywczym kierowcą jednak przy George'u to istny aniołek drogowy.Po dłuższej podróży oraz ciągnącym się w nieskończoność staniu w korkach do których powinnam się powoli przyzwyczajać skręciliśmy w znajomą mi ulicę.Tak jak zapowiadali chłopaki , tej nocy mieliśmy bawić się w Mahiki.

Wchodząc do środka klubu przypomniała mi się doskonale niedawna sylwestrowa impreza.Padał deszcz kiedy podjechaliśmy pod lokal a ja byłam cała w nerwach , moją drżąca rękę dzielnie trzymał Nathan.Wtedy kompletnie nie wiedziałam jak wypadnę przed jego znajomymi  ,jacy oni będą , jak zwyklą świętować. Później jednak czułam się niezwykle swobodnie jak bym w cale dopiero co nie poznała tych ludzi.No i proszę!Ciekawa jestem czy Kat odczuwa choć nutę niepewności bądź zdenerwowania.Oderwałam umysł od moich przemyśleń i spojrzałam na wnętrze ,które wyglądało całkiem podobnie jak ostatnio.Mahiki od początku urzekło mnie swoją nutą egzotyki , stwierdziłam kiedy właśnie zawitał do nas Tom razem ze swoim drinkiem przystojnymi kolorowymi liśćmi i kwiatami.

-Witam drużyno.-powiedział głośno tak jak zwykł i ze wszystkimi poklei się przywitał.
-O a to..?-wskazał na nikogo by innego jak Kat ,której oczy rozjeżdżały się we wszystkie strony.
-Kat , moja przyjaciółka.-przedstawiłam rudą.
-Hej i jak łatwo się domyślić niezmiernie mi miło poznać.-wyszczerzyła się do Parkera.
-Mi również.-wysłał nowo poznanej uśmiech nr 5.-Więc wy teraz mieszkacie razem?
-Zgadza się.
Tom przesączył przez rurkę procenty po czym stwierdził.-Dobrze wiedzieć do kogo będziemy wpadać na mniejsze i większe wieczorki
-Alkoholowe.-dodał Jay wyrastając obok Toma i stukając się z nimi drinkiem.
-Jak już to w moim domu będą odbywały się tylko i wyłącznie wieczorki soczkowe ewentualnie herbaciane.
Poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramieniem.-O to ja wpadnę!-odezwał się nie kto inny jak Nath.
-Ty zawsze jesteś stałym gościem.-uśmiechnęłam się do niego.
-Zaraz zaraz ale to jest też mój dom!-zastrzegła rudowłosa.-Ty w swoim pokoju będziesz urządzać sobie te swoje beznadziejne wieczorki a ja w swoim moje te... lepsze o!
-I to mi się podoba.-orzekł głośno Tom.

Ocho i już się dogadali , pomyślałam przysłuchując się ożywionym konwersacjom Kat z resztą towarzystwa.Wielbiciele napojów zostali przy barze a ja z Nathanem zajęliśmy jeden z boksów z białymi kanapami.

-I swój spotkał swego.-rzekłam spoglądając na podchodzącą już w naszą stronę resztę ekipy z kolorowymi drinkami w rękach.
-Dokładnie.-zaśmiał się cicho Nath.-Od razu wiedziałem ,że się dogadają.
-A tak poza tym to nie wiedziałam ,że zabieracie nas do Mahiki.
-W sumie to zazwyczaj to przyjeżdżamy jeśli jesteśmy w Londynie.
-Bywanie w zwykłych klubach -mówił Jay ,który właśnie się do nas dosiadł.-zazwyczaj kończy się tak ,że nie możemy ruszyć się na metr nie otoczeni z każdej strony dziewczynami ,a tu jest wyjątkowo swobodnie.
Chodzenie do drogich klubów , zakupy robione wcześnie rano , czy unikanie miejsc wypełnionych ludźmi... ze smutkiem spojrzałam na Nathana myśląc o jego ograniczeniach jednak on nie wydawał się zbytnio tym przejętym.Na stacje kiedy mnie odbierał też przyjechał w czapce i okularach , przypomniałam sobie.Nie zdziwiło mnie to bo na co dzień starał się nie rzucać iw oczy i zachować prywatność jednak wiedziałam ,że kocha fanki i stara się poświęcać im swój czas kiedy tylko jest taka możliwość.

-Ap ,chcesz coś do picia?-zapytał Nathan wyrywając mnie z rozmyśleń jak ze snu.
-Tak , weź mi mohito.-wysłałam mu swój uśmiech numer 5 co oznaczało prośbę o przyniesienie drinka.Przy stoliku zostaliśmy tylko ja , Kat i Jay.
-No więc-zaczął już bardzo rozluźniony Jay.-Jak tam wasza nowa posiadłość?
-Świetnie!-wyprzedziła mnie Kat swoją sarkastyczną wypowiedzią.
-Musimy tylko przemalować jeden pokój , doprowadzić kuchnię do porządku i kupić parę nowych mebli.
-A tak... -upiła łyk swojego niebieskiego drinka i po chwili odchyliła usta od krawędzi szklanki wybuchając śmiechem.-Nath zdewastował jej łóżko!-roześmiała się a kiedy ja już otwierałam usta aby coś powiedzieć wtrącił sie Jay.-Dobra bez szczegółów!
-Niee ,nie o to chodzi.-parsknęłam i spojrzałam na nich roześmiana.-Po prostu walnął się na nie i bum! Deski podtrzymujące materac się połamały więc w efekcie wylądował na ziemi.
-Kto wylądował na ziemi?-w mgnieniu oka pojawił się obok nas wilk o ,którym była mowa.
-Ty!
-A daj spokój do teraz kręgosłup mnie boli.-zmarszczył brwi w grymasie.
-Biedny.-zrobiłam podkówkę z ust i cmoknęłam go w policzek.-Ale jaką miałeś minę hahaha taką zdezorientowaną "cholerka , co się dzieje"!? Jaka szkoda ,że tego nie uwieczniłam.-westchnęłam.
-To nawet lepiej ,to nawet lepiej.
                                       
                                                      *kilka godzin później*

-Zobaczymy czy dziewczyny z Gloucester dadzą nam radę ,co nie panowie?-zapowiedział ktoś jednak jakoś bardzo się tym nie absorbowałam gdyż po godzinnych wirowaniach na parkiecie nadal cały świat mi wirował.Siedziałam na jednej z kanap opierając lekko głowę o ramie Nathana i usilnie próbowałam wyostrzyć obraz przed moimi oczami.
-Sorry chłopaki , ale my odpadamy.-oznajmił Nath przez co Tom z Maxem wydali swoje pomruki niezadowolenia.
-No wiem ,że jesteście baaardzo chętni aby mnie pocałować ale wiecie... nie będe wam robił konkurencji.
-Jaaaasne Nath , z tobą to było by już wszystko przesądzone.
-Co sie dziwić , że Młody zawsze wygrywa skoro ma największe doświadczenie.-odparował sarkastycznie Max co spowodowało u wszystkich falę śmiechu.
-A to może Katherine?-zapytał Max swoim niskim głosem.
-Nie wiem na co jeszcze czekacie.-odparła podobnym tonem potwierdzając tym samym swój udział w konkursie.
Kiedy już wszystkie napełnione po brzegi kufle stały przed zawodnikami zaczęłam.-To gotowi mistrzowie? Zaczynamy , start!
I poderwali się jak poparzeni.Myślałam ,że każde pokolei z nich wybuchnie kiedy pochłaniali piwo z zawrotną szybkością.Choć nie wątpiłam w umiejętności mojej przyjaciółki to wystartowała trochę za późno i była delikatnie w tyle jednak nadal dzielnie i zaciekle walczyła.W pewnej chwili kiedy kufle były pokaźnie opróżnione Kat niesłyszalnie pisnęła gdy złoty płyn zaczął ściekać z jej brody aż do dekoldu na co od razu zwrócił uwagę Max a widząc jego wzrok na mojej kuzynce zaczęłam się niemiłosiernie śmiać.
-Ostatnie sekundy! Iiii... Tom i Jay idą łeb w łeb.-komentowałam.-Stawiam 20 na Toma!
-50 na Jaya.-zawołał Nath.
-Iiii nieeee Jaaaaay!-wykrzyknęłam kiedy Loczek z mocno zaciśniętymi oczami pochłonął calutką zawartość kufla aż do dna dosłownie pół sekundy przez Parkerem.
-I kto jest mistrzem!? No kto...? Nie słyszę , może by tak jakieś wyrazy uznania...?
-Jaaaay jestem przez ciebie o 50 funtów w plecy.-mruknęłam niby obrażona co spowodowało łaskotki w bok.
-Nath!-szturchnęłam go już się śmiejąc.
-No to nagroda czeeeeka!-zawołali entuzjastycznie oboje przegrani.-A zaraz to kto przegrał tak właściwie?
I zapadła cisza.Spojrzałam ukradkiem na rudą , miała niepewną minę jak by chciała się schować i stać niewidoczna.-Kaaaatherinoooo.-zawołałam melodyjnie z szerokim uśmiechem patrząc w jej stronę.-Gorące usta Birda czekają.-lałam z śmiechu podobnie jak reszta.
Kat nic nie powiedziała tylko z naburmuszeniem jak małe dziecko patrzyła na wszystkich aż jej wzrok utkwił na Jayu który już siedział wyprostowany i w pełni gotów do wypełnienia zakładu.-Eeeww miejmy już to za sobą.-mruknęła.
-Jay?-wszyscy się do niego zwrócili i wlepiali swoje oczy w te dwójkę.
-Och no dobrzeeee.-wywrócił oczami zbliżając się do niej tak że wystarczyło tylko pochylić głowę do pocałunku.-Czekaj.-rzucił szybko i kiedy Kat już była na przeciw niego z całej siły i na cały klub najgłośniej jak kiedykolwiek słyszałam ... beknął. Wszyscy wybuchnęli śmiechem łącznie z Tomem ,który składał Jayowi gratulacje pobicia nowego rekordu życiowego i tylko Kat wydawała się zielona na twarzy jak by zaraz miała zemdleć.
-Zrobiłeś to specjalnie!-krzyknęła oszołomiona.Wyglądała jak by spokojnie szła ulicą a ktoś przez okno wyrzucił na nią zawartość swojego śmietnika.
-Nie nie ależ ,absolutnie nie.-zaczął się tłumaczyć Jay jednak wydawało się , że z dopełnieniu zakładu będą nici.
-Jay to było.... genialne.-wykrzyknął Parker.
Zieleń i bladość zeszły z twarzy Kat i wydawała się być teraz w nieco lepszym stanie.-Dobra masz rację to był wyczyn ale to nie zmienia faktu ,że....
-Wiedziecie jaki ze mnie rekordzista.-wypiął dumnie pierś do przodu i uniósł brwi jednak widząc niezadowoloną minę Kat dodał.-No dobra chodź tu , publiczność się nie cierpliwi.
Oboje zbliżyli się do siebie chodź bardziej zdecydowany ruch zrobił Jay ,Kat zamknęła oczy i schowała na chwilę swoją dumę do kieszeni kiedy usta Jaya wpiły się w jej.Wszyscy z zapartym tchem obserwowali proces wypełniania zakładu i rzucali swoimi kąśliwymi tekstami.Wreszcie kiedy dwójką oderwała się od siebie zaczęliśmy klaskać i gwizdać.
-No no !
-Kat i jak wrażenia?
-Bez tego co zrobiłeś przedtem było by o wiele lepiej.-odparła poważnie wycierając kantem dłoni usta.
-Ale nie było źle?-dopytywał się tym razem Bird szczerząc się.
-Dobra ,będę szczera.Jeśli to był pocałunek na zakład a porównując go do jakiejś... setki(?) jakich doświadczałam to sory Jay ale wypadasz słabiutko.-wzruszyła ramionami.
-Uuuuu! Bird musisz popracować! Max jesteś chętny?
-Człowieku gdyby nie Nina to ja nie wiem co ja bym z Jayem teraz robił.-rozmarzył się Łysy dając w śmiech po czym chwycił głowę Loczka i cmoknął.
-Maxiu tylko ty mnie rozumiesz... -zasmucił się spuszczając głowę.-Jesteś moim ulubionym partnerem bromancowym!
-Jasne Bird , to jak my to się nazywaliśmy?
-Emm Mey.. May nie czekaj Jax ... Jex tak tak Jex!
-To był Jax debile!-poprawił ich Tom nadal rechocząc.
-Ooooo właśnie Tommy Parkerusu kochany no chodź tu do mnie Słońce!-tym razem Max sie obrócił i rzucił w uściskach na Toma ,który był już solidnie napojony i wydawał się w być w tak błogim nastroju że było mu chyba wszystko jedno czy całuje go Max czy Kelsey.
-Tomax to jest bromans ludzie! Paczcie i podziwiajcie.-bełkotał Parker.-No chodź tu ty mordo moja!
Wszyscy zalani śmiechem patrzeli na ściskającą się dwójkę pijanych facetów kiedy spojrzenia Nathana i Jaya nagle się spotkały.I znów zaczęło się "Bird ty moja druga połowo!" albo "Lil Nath , najdroższy pozwól , że cię uściskam!". Spojrzałyśmy po sobie razem z Kat ogłupiałe nie wiedząc co zrobić przyglądałyśmy się tej komicznej sytuacji.

                                                    *godzinę różniej*

Sięgnęłam po kolejnego drinka i już miałam wypić go do dna a następnie ruszyć na parkiet i szukać Nathana jednak pan zaginiony w jednaj chwili zjawił się obok mnie.Chwiejnie opadł na kanapę , widziałam jego rozmarzone świecące oczy ,które oprócz powolnych ruchów doskonale świadczyły o jego głębokim stanie upojenia alkoholowego.
-Właśnie miałam cie szukać.-odparłam kiedy oparł się o moje ramie jak by był śpiący.
-Ale tamtatadramtam jestem!-wyszczerzył się zadowolony.-Tęskniłaś?-zapytał zionąc procentami i niespodziewanie zaczął obejmować mnie ramieniem a potem całować moją szyję.
-Nooo jasneee.Ja?Jak mogłabym za tobą nie tęsknić.-uśmiechnęłam się a Nath dalej kontynuował swoje pocałunki przez co niekiedy wierciłam się przez łaskotki.-To może posiedzisz tutaj chwilę i choć trochę wytrzeźwiejesz ,hm?
-Wydajesz się być taaka trzeźwa... -wybełkotał i po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie napojonymi oczami.-To nie fair!
-Jak to nie?-roześmiałam się z jego obrażonego tonu.
-Aaa bo widzisz no jak jestem pijany to wszyscy wydają mi się taaaacy trzeźwi i mam wrażenie ,że tylko robie z siebie przed nimi idiotę.
-Hmm jak by ci to powiedzieć Nath... oni
-Nie kończ i tak wiem.-przerwał mi , miał tak niewiarygodnie świecące i rozbiegane oczy.Lekko się kolebiąc jak na statku podniósł się z kanapy i spojrzał we mnie.-Mówiłem ci ,że jesteś tak niewiarygodnie piękna?
-Kiedy byłeś pijany z jakieś 50 razy.-zaśmiałam się .Śledziłam każdy jego ruch , nieudolnie odgarnął moje włosy na bok i zaczął błądzić ustami po szyi jedna zaskakująco delikatnie , już dobrze wiedział ,że powoduje to u mnie łaskotki.
-Powinienem o wiele częściej ,nie uważasz?-wymruczał.
-Nie obraziłabym się.-uśmiechnęłam się kiedy posadził mnie na swoich kolanach i ponownie zaczął całować , czule , z oddaniem , namiętnie.Woń jego perfum mieszała się z alkoholem tak jak światła parkietu mieszały się ze wszystkim innym lekko mnie otumaniając.Był taki ciepły , pod dłońmi na jego koszuli czułam jak jego klatka piersiowa unosi się i opada.Zaczęłam błądzić dłonią po jego torsie kiedy on jedną gładził mój policzek a druga powędrowała gdzieś do okolic tali i zaczęła wślizgiwać się pod mój top.Oderwaliśmy swoje usta tylko na chwilę aby zobaczyć co się stało.Kat stojąca kilka metrów od nas lekko chwiała się na nogach i wrzeszczała na zakłopotanego i zdezorientowanego Jaya.
-Masz ochotę tu zostać?-wyszeptał mi do ucha Nath.
-Nie.-powiedziałam pewnie i równie cicho jak on spoglądając w jego świetliste zielone tęczówki.Było to coś w rodzaju zgody.-Zwijamy się.




------------------------------------------------------------
Witam Was Kociaki! ;)

Śmiało ,możecie mnie zadźgać , powiesić , ukatrupić czy nawet spalić żywcem.Należy mi sie ;< I nawet nie chce mi się patrzeć jak długo mnie tu nie było.Wytłumaczenie moje brzmi : brak weny ,brak czasu + morderczy powrót do szkoły .Taaaa witaj dobijająca rzeczywistościo! eeww a jutro mam na 7 -,-  Rozdział jest ... no nie podoba mi się w ogóle.Fakt gdyby był napisany w ekspresowym tempie byłby okay.Zauwarzyłam ,że kiedy mam myśł "ten rozdział musi byc mega ,musi wydarzyć sie to a to.." to gówno mi wychodzi a nie rozdział... :/ cóż życie.


Będe zmykać i spróbuje nadrobić nieco zaległości na waszych cudnych blogach.Tak ,że ahoj Misiaki!
Pod koniec tygodnia ewentualnie w granicach weekendu się ukrze nowy cosiek ;) Wow i ta moc 50! I jeszcze dodatkowo ta moc 15 tysiecy wyświetleń <3 nbsp="" p="">Spadam i całuję! ;*



sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 49

Znajomy krajobraz , ceglane stare domy , zakurzone ulice , zwykli ludzie - to wszystko znikało za szybą pociągowego przedziału , w którym siedziałam.Katherine siedząca na przeciwko mnie z oddaniem szukała w swojej torebce telefonu nie zważając na znikający za nami obraz rodzinnego miasta.Tego dnia nie czułam się zbyt dobrze a wydawało mi się ,że powinnam. Jadę tam gdzie chciałam do kogoś ,za którym przez te kilka dni zdążyłam niesamowicie się stęsknić i do tego dochodzi perspektywa rozpoczęcia nowego życia  w swoim własnym kącie.I wydawać by się mogło ,że chyba nic nie jest w stanie zakłócić mojego spokoju , a jednak...Czułam jak by mój cały spokój i cudowna perspektywa spełnienia zostały odrzucone gdzieś na bok i zastąpione znów nadciągającym niepokojem.Tak , nie pogodziłam sie z rodzicami od ostatniej kłótni.Chciałam , tak bardzo chciałam wyjeżdżając swobodnie i bez żadnych niedomówień czy konfliktów się z nimi pożegnać.Tak jak kiedy wyruszałam do Stanów , kiedy mama po raz setny mówiła "uważaj na siebie ,April" , a tata odwiózł mnie na lotnisko i niemal nie zatrzymał mnie swoją szczerością oraz smutkiem.W tedy czułam się pewniej , teraz już sama nie wiem... Ostatnie sprawy pozostały niewyjaśnione , każda ze stron pozostała chłodno obojętna co jeszcze bardziej mnie dobija.W dodatku zaczęły ogarniać mnie wątpliwości co do mojej decyzji i świadomość ,że może w ich słowach podczas tej pamiętnej kolacji było jakieś ziarnko prawdy.

-Ziemia do April!-zawołała moja towarzyszka podróży.-No chyba nie zamierzasz spędzić 2 godzin gapiąc się w szybę?
Wyrwana z rozmyśleń spojrzałam na nią z ukosa.-Nie nie ,co ty.-zerknęłam na nasz pusty przedział wzdychając.-Szkoda ,że ta podróż tyle trwa.
-Właśnie! Już nie mogę się doczekać wtargnięcia do naszego nowego królestwa!-niemal pisnęła a ja słabo uśmiechnęłam się widząc jej entuzjazm.-Może okaże się ,że na przeciwko mieszkają jakieś niezłe chłopaki?-pomachała mi brwiami z entuzjazmem.
-Marzysz , kochana.
-A ty tylko zrzędzisz , kochana! Jak myślisz ? Może upieczemy jakieś ciasto i zrobimy obchód po kamienicy?Albo wiem! Lepiej weźmy jakiś trunek wiesz ,będzie tak na ludzie i..
-Widzę ,że już pierwszej nocy chcesz wylądować w kogoś w łóżeczku , hm?
-April , miałam na myśli zaprzyjaźnianie się z sąsiadami , przyjazne stosunki nic więcej.-wzruszyła ramionami.
-Taaa ja się obawiam ,że te stosunki mogą być nieco za przyjazne nawet.
-Och ,jak zwykle marudzisz.-machnęła ręką.-Powiedz lepiej ,czy dziś wpadną te twoje chłopaki z The Wanted? No wiesz, trzeba jakoś ochrzcić lokal.
-Kat , ciebie tam nawet jeszcze nie ma a już planujesz pasmo imprez.
-Nie ma ,ale będę i zobaczysz ja w takim nie ochrzczonym mieszkanku długo nie pociągnę.
-Jasne jasne.-odparłam.-Hmmm jak myślisz , wytrzymam z tobą dłużej niż tydzień?
Zrobiła "oburzoną" minę i po chwili odezwała się wznoszącym tonem.-Zawsze możesz wyprowadzić się i pofrunąć do Nathana.
-A ty urządzisz w moim pokoju bzykalnię.-powiedziałam ślepo patrząc a przestrzeń.
-Eeeej! Zaraz wylecisz z tego pociągu , mała! -uniosła się i rzuciła we mnie rękawiczką.
-Dobra , nie powiedziałam tego , cofam.-zaśmiałam się.
-Ty to lepiej wracaj do swoich zmartwień i medytacji.
-Skąd...?
-Moja droga przyjaciółko , twoja twarz mówi wszystko.-odparła ze szczerością , a niedługo potem zapadła cisza , usadowiłam się wygodniej na swoim miejscu podkurczając nogi i znów gapiłam się w uciekający za nami las.

                                                                  ***

Obie nasze walizki wydawały się niewyobrażalnie ciężkie więc cudem było przetransportowanie je na korytarz pociągu. Od Nathana dzieliło mnie jakieś 10 metrów i przede wszystkim jako takie wyjście z pociągu z bagażami. Kiedy przeciskałam się z moja ogromną walizką przez ludzi usłyszałam za sobą głos.
-Pozwoli pani ,że pomogę.- pewny , dobrze znany , z lekką chrypką i mocnym akcentem.Nathan!!!Natychmiast się odwróciłam i zobaczyłam ukochanego bruneta sięgającego jedną ręką po mój bagaż a drugą wędrującą na moja talię.Nie czekałam już na nic , po prostu niemalże rzuciłam się na niego.-Nath!-pisnęłam tuląc się w jego i nie powiem pewnie był zaskoczony moją tak żywiołową reakcją jednak w tej chwili nic mnie nie obchodziło nawet ludzie przeciskający się obok nas i nieprzyjemne dźwięki pociągów hamujących na szynach.Moje serce aż skakało z radości na jego widok.Czułe pocałunki i wymienianie stęsknionych spojrzeń przerwało nienaturalnie głośne chrząknięcie Kat.
-No to ten.-zaśmiała się.-W życiu nie widziałam słodszego widok i to w dodatku z April w roli głównej , jednak...
Przerwał jej Nath z szerokim uśmiechem. -Jasne Kat , zbierajmy się stąd.
Po wpakowaniu wszystkich naszych rzeczy do niezawodnego samochodu Nathana ruszyliśmy prosto do naszej nowej posiadłości.Kat w drodze była nie mniej podekscytowana niż w pociągu ,jednak teraz i mi się to udzieliło.Po pochmurnym nastoju sprzed paru godzin nie pozostało w zupełności nic.Siedziałam na przednim siedzeniu białego audi i kątem oka spoglądam na mojego kierowcę.W prost nie mogłam oderwać wzroku od prowadzącego Nathana ,który doskonale zauważał moje spojrzenia i śmiał się pod nosem.
-Doprawdy człowieku nie wiem jak ty to robisz ,ale April jeszcze w pociągu wydawała się w tak parszywym nastroju że myślałam ,że zaraz wyskoczy przez okno i wpadnie pod tory.-zauważyła Kat.
-Nath już miał zamiar zabierać głos kiedy go wyprzedziłam.-Och Kat , i myślisz ,że tylko on tak na mnie działa? Wszystkim fankom zawirował w głowie.
Spojrzał na mnie tymi swoimi niezwykłymi oczami z mnóstwem emocji.-Ale tobie szczególnie , co?
-Najszczególniej.-uśmiechnęłam się szeroko do niego  znów mogąc go widzieć.
Usłyszałam głośne westchnięcie za swoim fotelem.-Jezu ,ja muszę sobie kogoś znaleźć bo zeświruje z wami.
Spojrzałam na nią.-Aaa!O to się raczej martwić nie musisz.
-No ja myślę ,że reszta ekipy wpadnie raz za czas na herbatkę ,ewentualnie jakąś kawę bądź mocniejszy trunek.-zaśmiała się Katherine.
-Wydaje mi się ,że powinnyście zrobić wycieczkę zakupową do monopolowego.-Nath.
-Właśnie.-pomachała brwiami z ekscytacją.-I pamiętasz Ap , moje genialne plany , prawda?
-Tak.. jak mogłabym o nich zapomnieć.
-No!-klasnęła w dłonie.
-Czy ja dobrze rozumiem? Jeszcze nie ma was w domu a już mamy podjechać do sklepu po asortyment na parapetówkę?-spojrzał na nas Nath.
-Zgadza się!
-Kat , mówiłam ci ja na serio nie mam dzisiaj siły!
-Dobra dobra , a skoczyć na Nathana to jakoś siłę miałaś !-zastrzegła przez co sam wspomniany głośno się roześmiał.
Wywróciłam oczami.-Ona jest niemożliwa!
-I taaaaka mądra.-dodała z zachwytem.
-Nie wiem co ma to wspólnego z moim skokami na Nathana jak to ujęłaś ,ale niech będzie...

Kilka minut później po podróży pełnej śmiechów i wygłupów dotarliśmy pod właściwy budynek.Dziś wyglądał jakoś inaczej , kiedy po raz pierwszy oglądałam go z Nathanem już się ściemniało a okolica nie wydawała się mi taka wymarzona jedna dzisiaj ten dzień dodawała mu uroku.Znów zajęliśmy się taskaniem bagażów a kiedy ledwo co dotarliśmy do wejścia przed moimi oczami wyrosły dziesiątki schodów.Jednak nie ma to jak możenie bardzo siły ale za to pomocny i przy okazji uparty Nathan.Po odebraniu kluczy od właścicielki z mieszkania niżej nie pozostało nic innego jak dotarcie do numeru 7. Było takie jak je zapamiętałam , może nie koniecznie ładne i stylowe ale za to nasze.Kiedy postawiliśmy walizki w przedpokoju popędziłam po korytarzu a następnie do salonu i odsłoniłam wszystkie okna pozwalając światłu wypełnić przestrzeń.

-To co herbaty , panie Sykes?-zawołałam ruszając do kuchni kiedy Nath rozsiadł się na kanapie w salonie.
-O tak poproszę!
-Pfff chyba z termosu.-prychnęła Kat pojawiając się obok mnie.-W tej kuchni w ogóle coś działa?
-Zaraz sprawdzimy.-oznajmiłam i zaczęłam nalot.
Herbatę zrobiliśmy po godzinie... Kuchnia świeciła pustkami a z kolejno otwieranych świecących pustkami szafek wylatywał kusz.Na reszcie kiedy znalazłam czajnik mogłam go użyć. Katherine mimo niezbyt dobrej funkcjonalności kuchni i tak chodziła po mieszkaniu z uśmiechem przyklejonym na twarzy.W końcu ta sfera kompletnie jej nie obchodziła - ważniejsze był pokoje.
-Nastaw się jutro na dzień pełen wrażeń.Odwiedzimy kilka sklepów , ewentualnie kilkadziesiąt.
-Cccco?
-April . trzeba pokupować mnóstwo rzeczy a poza tym to ja mam nadzieję ,że odstąpiłaś mi żółty pokój a nie
-Różowy.-powiedziałam nie śmiało lekko się uśmiechając.
-Nieeeeee.-opadła na kanapę obok Natha omal nie wylewając mu herbaty.-Ja tam nie zasnę!
-Zawsze możesz urządzić tam bzykalnię-odezwał się Nathan za co został przez nas zgromiony spojrzeniem-Różowo mmmm!
Rzuciłam w niego poduszką i usiadłam na brzegu kanapy.-Czyli przez najbliższy tydzień bawimy się w dekoratora.
-Nathan , znasz jakiś niezłych fachowców od remontów?-zapytała Katherine.
-Jasne! Jay i ja na przykład.-odparł z zadowoleniem na nas spoglądając przez co wybuchłam śmiechem.
-Eeee serio? Jay i TY?
Kat pojawiła się nagle obok mnie i objęła mnie ramieniem.-Wyobraź to sobie.Nathan w seksownym roboczym wdzianku , umazany farbą wycierając pot z czoła.
Wybuchnęłam śmiechem.-Kaaaaaat!! Nie nie nie tu nie będzie żądnego remontu.
-Dobrze w takim razie...-znów przybrała swój marzycielski spokojny ton.-Teraz wyobraź sobie Jaya.
Roześmiałam się uderzając ręką w czoło tym czasem moja przyjaciółka dalej chichotała.-Kaaaat ja zaraz tobie... !
-Hmm niewidzialność jest jednak super.-odchrząknął Nath na co spojrzałam na niego i znów parsknęłam.
Przysunęłam się do niego na kanapie i cmoknęłam w policzek.-Ale wcale Nathah James Sykes nie jest niewidzialny.-uśmiechnęłam się wślizgując się pod jego ramie.
-Myślałem ,że byłaś zajęta wyobrażaniem sobie spoconego Jaya.
-Ależ nie! Nath , wcale nie , to tylko Kat i jej chora wyobraźnia.
-No nie wiem , nie wiem...
-A ja wiem.-dobrałam się do jego grzywki.-Chyba pójdę odwiedzić moja nową sypialnię , co o tym sądzisz?
-Sądzę ,że... idę z tobą!
I podniósł się z kanapy jak oparzony.Chwytając mnie za rękę pociągnęłam go w stronę mojego pokoju.Blado żółte ściany , nieco dziwnie wyglądając piętrowy regał pod oknem , komoda , pasiasty dywan i łóżko zajmujące jakąś 1/3 pomieszczenia.Nie ważne , i tak jest nieźle , stwierdziłam.
-To co... pierwsza próba ? -zaproponował pół szeptem Nath pociągając mnie za sobą.Nic nie mówiąc skinęłam głową , kiedy usiadł na krawędzi nagiego materacu i stwierdził że jest wygodnie.-Jak myślisz , nieźle będzie mi się tutaj u ciebie sypiało?
-No nie wiem.-wzruszyłam ramionami uśmiechając się.A tym czasem Nath rozłożył się na materacu jak na swoim i wyciągnął do mnie rękę kiedy omal nie pękłam ze śmiechu widząc jego miny!Materac po prostu się zapadł , coś grzmotnęło przez co jak by utworzyła się pod nim jakaś dziura i bach! Stałam nad brzegiem i jak głupia śmiałam się z biednego zdezorientowanego Nathana który wylądował na podłodze.-Widzę ,że moje łóżko nie ma zamiaru się z tobą zaprzyjaźniać.-parsknęłam głośno a Nathan w tym czasie podniósł się na łokciach i przyciągnął mnie do siebie tak ,że wylądowałam na zapadniętym materacu razem z nim.

Nadal nie mogłam opanować śmiechu nawet kiedy znalazłam się tuż nad nim.Jego klatka piersiowa nadzwyczaj szybko opadała i się uniosła w dodatku przez śmiech ciągle drgała , widziałam w jego oczach tańczące światła a w uśmiechu szczerość i szczęście , jakąś pewność , błogość ,brak jakichkolwiek zmartwień , po prostu celebrowanie chwili. Moje włosy opadły w dół tworząc kurtynę zasłaniającym nas przed światłem ,które wlewało się  przez okno. Poczułam dotyk jego dłoni na moim policzku.-Jesteś taka piękna.-powiedział.
-Nath , przestań proszę.
-Kiedy ja nie mogę.-szepnął unosząc kąciki ust ku górze.Byliśmy tak blisko ,że jeśli dobrze się przyjrzeć mogłabym dostrzec moje odbicie w jego źrenicach.
-Tęskniłam za tobą.
-Ja też.-jego dłoń gładząca po mojej twarzy przesunęła się na kark i odgarnęła moje włosy do tyłu.-Nigdzie już nie wyjedziesz?
-Nigdzie.
Powtórzyłam kiedy nasze usta niemal już miały się połączyć.

-Eeew.. co tu się dzieje?-usłyszeliśmy doskonale znany rozbawiony głos.Kiedy oderwałam moje spojrzenie od Nathana zobaczyłam Katherine stojącą w drzwiach i bacznie przyglądającą się scenerii.
-Wiesz Kat akurat-zaczął już Nath jednak zamknęłam mu usta palcem.-Coś dziwnego stało się z materacem.
-Raczej coś dziwnego dzieje się teraz z materacem.-sprostowała.-Usłyszałam jakiś huk i pomyślałam ,że..
-Och , Nathan wpadł na łóżko jak... jak to on.-zaśmiałam się kończąc zdanie.-I wygląda na to ,że muszę kupić nowe.
-Ooo wspaniale! Planowałyście jutro iść na zakupy ,prawda? W takim razie idę z wami , w końcu muszę wybrać coś na czym wygodnie będzie nam się spało i...-mówił za co dostał ode mnie po głowie.
-Świetnie ,w pełni popieram!Pomożesz nam przynajmniej dźwigać.
-Obawiam się jednak ,że sam sobie kochanie nie dasz rady.
-Czyli będę musiał wezwać posiłki...
Ściszyłam głos.-Może jednak lepiej nie , Kat będzie świrować.-szepnęłam na co zachichotał
-Rozumiem.-odpowiedział równie cicho.
-I tak wiem ,że mnie obgadujecie.-powiedziała sama zainteresowana nadal stojąc w drzwiach i z założonymi rękami opierając się o framugę.-To ja się zwijam a wy kontynuujcie czy co tam chcecie.

Niestety nie kontynuowaliśmy i jak łatwo się domyślić Nath był z tego faktu niezadowolony.Postanowiłam sprawdzić co nie tak jest z moim łóżkiem i po dokładnym przeglądzie okazało się ,że drewniane belki które podtrzymywały materac się połamały... No to sobie dzisiaj tu pośpię! Pierwsze oczywiście co zrobił Nathan to zaproponował mi nocleg u siebie ,jednak kategorycznie odmówiłam bo przecież nie po to znalazłyśmy sobie z Kat to mieszkanie ,żebym co chwilę zwalała mu się na głowę.Pomyślałam ,że jakoś sobie poradzę i znajdę dobrą miejscówkę na sen na kanapie w salonie.
Nadeszły godziny późno popołudniowe kiedy Nath oznajmił ,że musi się już zbierać do chłopaków.Razem z Kat z racji ,że byłyśmy głodne ,a w lodówce nie było nic prócz pustych półek zamówiłyśmy niezawodną pizzę i zaczęłyśmy prowadzić debatę odnośnie rychłej parapetówki.
-Katherine!!-podskoczyłam kiedy niespodziewanie rzuciła we mnie oliwką.
Siedząc na fotelu na przeciwko zaczęła chichotać.-No co?! Nie mogłam się powstrzymać , tak mnie energia dziś rozpiera!
-Nie Kat , naprawdę nie mam siły na żadną imprezę.A poza tym tu jest taki syf ,najpierw trzeba wszystko poodkurzać ,poprzestawiać meble , wypakować się.-zaakcentowałam ostatnie bo nasze walizki choć już rozpięto to i tak dalej stały bezczynnie w korytarzu.
-Oj , napijesz się kawy albo jakiegoś energetyka i idziemy na balety!
-Kaaaat.-westchnęłam śmiejąc się głośno.-Na balety?
-Yhym.-kiwnęła głową.-No nie daj się prosić.Słuchaj , może weźmiesz Natha a on weźmie kolegów hmm?
-Niech będzie ,ale leciż mi do sklepu po energetyka!-oznajmiłam na co Kat od razu wyszczeliła z  fotela i zaczęła mnie przytulać ,ściskać i dusić.-No no dość już tego bo ten energetyk mi sam ze sklepu nie przyfrunie.
-To ja idę a ty znajdź sobie jakieś niezłe ciuchy.-pomachała mi brwiami po czym poszukała wzrokiem swoją torebkę i już jej nie było w salonie.Uznałam ,że znalezienie Kat sklepu zajmie parę nie mało czasu więc spokojnie dokończyłam jeść pizzę a kiedy już mój żołądek był pewny z niechęcią przyprowadziłam swoją walizkę do mojego nowego pokoju i zaczęłam swoje "wahanie" nad stylizacją na dzisiejszy wieczór ,a w miedzy czasie zadzwoniłam do Nthana ,który ku mojemu dziwieniu zareagował na pomysł wyjścia równie entuzjastycznie jak moja przyjaciółka w dodatku mówiąc ,że zabierze se sobą całą swoją ekipę The Wanted.Już widzę szeroki uśmiech Kat na tę wiadomość , pomyślałam.

-----------------------------------------------------------
Siemson Skrzaty! ;)

Ale ze mnie... już nie powiem co.Taaaaa pewnie rozdziały co 4-5 dni.Nie dało rady -,- Cóż wena niby była i zaczęłam pisać już środę jednak starczyło tylko na 5 zdań potem poddałam się i spróbowałam nastepnego dnia i tak aż do dzisiaj.We wczorajszy walentynkowy wieczór oczywięci baaaardzo romantycznie spędzony z moimi ukochanymi 5 tysieciom zdjęć The Wanted oraz sokiem pomarańczowym ,który przyozdobiłam markerem i głupimi rysunkami do czego dochodziły czipsy ,winogorna i uwaga...! tabletki na ból gardła.Tak sie składa ,że cierpię na "Zanik głosu ala Nathan Sykes" ;< masakra! A ciągle cos sobie fukam do gardła i nic..
No ale mam nadzieję ,że wasze Walentynki wyglądały inaczej .Ba na pewno inaczej! ;) Przede mną jeszcze dzień singla który spędze zrzeszona z moimi koleżankami czyli w moim przypadku będę musiała opanować jakoś język migowy...
No nic.Miśki wy moje , bardzo mocno tulę i ściskam i cichutko przepraszam za kolejne opóźnienia i taki byle jaki rozdział.Zauwarzyłyście? Znowu początek taki melancholijny a koniec taki happy xd
Ale już zmykam.Do nastepnegooooo! ;**




niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 48

Trzymając telefon przy uchu niemal widziałam jego rozpromienioną twarz po drugiej stronie.-Co robisz?-zapytałam.
-Siedzę w domu sam z tymi głąbami ,który chcą wieczorem wyciągnąć mnie na miasto ale jakoś nie mam na nic dziś już ochoty.
-Nath , chyba oszalałeś! Powinieneś iść z nimi.
-Wow wow nie poznaje cię! Nie spodziewałem się takiego protestu z twojej strony.
-Daj spokój.To że mnie z tobą nie ma nie znaczy ,że masz siedzieć sam w domu i nic nie robić.-mówiłam.-A poza tym jak tylko przyjadę to zaliczymy jakiś klub.-dodałam na pocieszenie.
-No ja myślę! Nie odkryłem jeszcze przed tobą wszystkich dobrodziejstw Londynu.
-Na razie wystarczysz mi ty.-westchnęłam kładąc głowę na poduszce ,a kiedy to zrobiłam uniosła się z niego lekka mgiełka kurzu.-Fuuu! Faktycznie trzeba będzie tu posprzątać.
-Jakoś nie widzę najmniejszego sensu w sprzątaniu swojego pokoju 2 dni przed przeprowadzką.-wypowiedział się śmiejąc się pod nosem.-April wracaj tuuuutaaaaj.-przeciągnął znowu a ja niemal widziałam oczami wyobraźni podkówkę z jego ust.
-E eeee! Znowu zaczynasz dramatyzować i zrzędzić.-wypuściłam głośno powietrze z ust po czym oświadczyłam.-Zakańczam tą rozmowę , kochanie.
-Ależ nie nie nie!Już się zamykam ; zmiana tematu.-szybko zareagował i się ożywił , a ja słysząc jego ton głośno się roześmiałam.-Hmmm jaka u ciebie pogoda?
-Też mi zmiana tematu!-prychnęłam.-Kończymy Nath bo i tak zaraz skończy sie na "tęsknieeeeeeee - ja teeeeż" a poza tym powinnam dopracować listę rzeczy które zabieram ze sobą do Londynu.Nie lubię gdy mam bałagan w głowie.
-Jasne.-powiedział.-Tęsknieeeee.-dodał po chwili ciszy takim samym tonem jak ja przedtem.
Znów parsknęłam śmiechem.-Ja teeeeeż.Do potem , i pamiętaj dzisiaj wychodzisz z chłopakami na podryw!
-Nonono! Ja nigdzie się nie ruszam bez ciebie.
-Ej bo oberwiesz ,kochanie!
-Dobra dawaj skarbie przez telefon jeszcze nie dostałem.-parsknął.
-Jej co ja tobą mam.-mruknęłam śmiejąc się pod nosem.-Zrób co chcesz w takim razie a ja lecę.
-Eeee tylko nie do klubu z Kat! Bo was znajdę i zabije!
-Pfff przez telefon jeszcze nikt mnie nie zabił!-odgryzłam się dalej śmiejąc bez opamiętania.
-Nie to miałem na myśli.-burknął niby obrażony.
-Nath ,naprawdę muszę już kończyć potem się zdzwonimy , urwisie.
-Okay , niech będzie.Kocham Cię , Ap.
-Ja ciebie tez.-wyszczerzyłam się słysząc jego lekko przygnębiony ton.-Na razie romantyku.-dodałam ciszej i się rozłączyłam. Następnie z myślą "nie mogło by być lepiej" , na dobre rozłożyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit.Moje refleksje i ciszę przerwało ciche pukanie do drzwi. Po chwili moja rodzicielka ostrożnie wkroczyła do mojego pokoju.
-Obiad już gotowy ,tata też już przyszedł.-oparła rękę o obrotowe krzesło przy biurku.-Zejdziesz do nas?
-Tak , chwileczkę tylko się przebiorę.
-Przydałoby się bo to jest chyba nie twoje.-łypnęła na tiszert zapożyczony od Nathana.
-Mamoooo wzięłam za mało ubrań.-z uśmiechem wywróciłam oczami.-Daj mi chwilę zaraz do was przyjdę.-odparłam na co automatycznie skierowała się do drzwi posyłając mi jeszcze na koniec wymowne spojrzenie z nieukrywanym zaintrygowaniem.

                                                                        ***

Niedługo potem kiedy pojawiłam się na parterze domu a przepyszne domowe jedzenie ,którego tak mi brakowało widniało na talerzach przed nami postanowiłam zebrać siły i myśli na nadchodzącą rozmowę.
-I jak obiad?-zapytała mama przerywając mi grzebanie widelcem w resztkach posiłku.- Pewnie w Londynie zajadałaś same fast foody.-dodała z wyrzutem.
-Dzięki mamo jest przepyszny. -już chciałam dodać ,że wcale nie bo Nathan to urodzony kucharz ale moi rodzice chyba jednak obeszli by się bez informacji o romantycznych śniadankach w jego wykonaniu.
-Ciekawy tylko jestem ,Laurem -zwrócił się do mamy tata.-ile jeszcze nasza April będzie się u nas stołować , w końcu znowu ta przeprowadzka...
-Tato... -powiedziałam bo nie wiedziałam w jaki sposób mam im zakomunikować że pobędę tu tylko kilka dni.-Chciałam aby ta przeprowadzka przebiegła sprawnie a właścicielka kamienicy nie robiła żadnych problemów jak  -podniosłam nie znacznie ton.-wcześniej mi to wmawialiście.
-Więc...? -spojrzała na mnie mama trzymając kubek herbaty w ręce , obawiałam się jedynie aby nie wypadł jej zaraz ręki słysząc moje nowiny.-To kiedy znów wyfruwasz z gniazda?
Miała taki wyczekujący i niepewny wzrok , w którym kryło się również rozczarowanie ,tęsknota ale też złość i uczucie rozczarowania.-Mamo... jesteśmy umówione wstępnie to znaczy nie tak wstępnie tylko... -ostrożnie wzięłam głęboki wdech tak aby rodzice nie wyczuli z jakim stresem im to mówię.-6 stycznia mamy już być w naszym nowym mieszkaniu.-powiedziałam a moje słowa zastąpiła teraz wszechobecna i wręcz ogłuszająca cisza i tylko Diego ,który bacznie polował na resztki jedzenia pod stołem nie wydawał się ani trochę spięty.Czułam zagęszczająca się atmosferę , którą przerwało głośne postawienie filiżanki herbaty na podstawek przez Lauren.Ściskałam w ręce widelec wbijając swój tępy wzrok w kant stołu.
-Mhm.-skinęła nieznacznie głową.-Cóż myślałam April że po tej "wycieczce" do Stanów nie masz ochoty na dalsze podboje świata.-wymówiła kpiącym tonem ostatnie słowa co mnie niezmiernie  zirytowało.
-Dobrze wiecie ,że wcale nie chodzi o to.-wycedziłam ciszej.Czułam się przy nich tak obco jak jeszcze nigdy.-Nie interesuje was już fakt ,że jestem osobą dorosłą i...
-April nie powinnaś podporządkowywać swojego życia pod kogoś.-przerwał mi błyskawicznie i niespodziewanie tata.-Uważam ,że to bez sensu , wszyscy wiemy że robisz to dla niego.-machnął ręką kątem oka spoglądając na mamę.
-Słucham?! -wzburzyłam się głośniej niż planowałam.-Wcale nie podporządkowuje mojego życia pod Nathana.Sama już dawno chciałam zamieszkać w stolicy , nie rozumiem obwiniacie go o to że ciągle nie ma mnie w domu?!

Byłam wściekła! Jak on mogli zwalać na niego winę ,która z zresztą nie istniała.Byłam w szoku , spodziewałam się normalnej rozmowy i ich wyrzutów ale to co teraz zaprezentowali kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.Znów wróciły czasy , w którym ja i moi rodzice traktowaliśmy się jak wrodzy.Chciałam aby każda ze stron zrozumiała swoje błędy i ustąpiła albo próbowała znaleźć się w sytuacji tej drugiej jednak...
-A nie jest tak?-kontynuowała mama uważnym wzorkiem wwiercając się we mnie.-Myślałam że po wyjeździe do Vegas masz dość , że już tu zostaniesz.Przecież mogłybyście razem z Katherine tu znaleźć mieszkanie i jakąś pracę.Daj spokój Gloucester to nie dziura!
-Dla mnie tak! Zrozumcie ,że chce próbować nowych rzeczy i to bez względu czy jestem z Nathanem ,czy nie.
-A gdyby on pojechał do Stanów pojechałabyś za nim?
Nie wytrzymałam , wstałam.Czułam napięcie w każdym moim nerwie i lodowate igiełki wbijające się w każdy mój czuły punkt.-Jak możesz pytać mnie o takie sprawy?!
-To istotne.-powiedziała jak by nigdy nic.-Chyba nie zamierzasz jeździć z nim po całym świecie?
-A dlaczego by nie?! To moje życie , dorosłam , mamo i to ja podejmuje teraz decyzję , nie wy!
-April ,na co ci to?! -tym razem zabrał głos ojciec przez co poczułam się osaczona i zamknięta jak w klatce.- Tylko się na nim zawiedziesz , przecież to jest gwiazda , ile się teraz słyszy o tych młodych i bogatych którym sodówka uderzyła do głowy.
-Jak możesz tak mówić!! Wy nic nie wiecie , nie znacie tego człowieka tak jak ja.-wypowiedziałam głośno i dosadnie jednym tchem.Spuściłam głowę dalej opierając pięści o kant stołu miałam ochotę w tym momencie się od niego oderwać i uciec jak najdalej by na końcu biegu znaleźć ukojenie w jego ramionach.
-Chcemy ci wytłumaczyć pewne sprawy , abyś potem się nie przeliczyła i nie zawiodła.
-Nie zawiodę się , na nim. -powiedziałam z taką pewnością i szczerością jak by zapewniło mnie już o tym wcześniej tysiąc osób.-Na pewno nie ,ale na was teraz bardzo się zwiodłam!
-Gdzie idziesz?-zapytała ze zdenerwowaniem mama kiedy odwróciłam się od stołu tyłem i zaczęłam iść w kierunku wiatrołapu.
-Jak najdalej stąd!-krzyknęłam cicho bo nie obchodziło mnie już czy to słyszą , co myślą jakie mają zdanie.Teraz stracili w moich oczach niewyobrażalnie wiele.

W pośpiechu i poirytowaniu nie zasznurowałam nawet butów od razu wkładając je na nogi.Sięgnęłam po kurtkę i szal który zawinę wokół szyi już w drodze.Nie zapomniałam o rękawiczkach , które wetknęłam do kieszeni kurtki by następnie z impetem otworzyć drzwi i ruszyć gdziekolwiek.Przekręciłam gałkę tak że niemal całkiem jej nie wykręciłam a kiedy postawiłam już nogi na pierwsze stopnie schodów zimne powietrze zaczęło orzeźwiać mój umysł.Śnieg spoczywał ubitymi zmarzniętymi kupkami wokół ogródka. Droge prowadzącą aż do furtki pokrywała cienka warstwa lodu , który odbijał światło niemal jak szkło. Miałam tępy wzork , posępną minę i bezwładne mięśnie.Po kilku krokach zamarzniętą drogą zaczęłam przyspieszać coraz bardziej aż opuszczając moją posesję z całej siły trzasnęłam kutym ogrodzeniem aż zadrżało.Słońce bez większego zaangażowania przebijało przez prawie szare niebo przy linii horyzontu bardziej białe. Cały ten świat tutaj wydawało się że nagle stracił swoje kolory choć był mi tak dobrze znany.
Nie wiedziałam gdzie mam iść żadna z dróg przede mną nie zdołała by mnie zaprowadzić do Nathana. Trącąc "kamień" z śniegu wbijałam oczy w chodnik i po prostu pokonywałam kolejne metry. Kiedy moja zabawka wypadła na jezdnię i niedługo potem rozpłaszczył ja pędzący samochód zaczęłam bezcelową kontemplacje otoczenia. Zauważyłam ,że zbliżam się w stronę parku.Parku ,w którym kiedy byłam na spacerze zadzwonił do mnie po raz pierwszy Nath."Jak ja bym chciała tu teraz z nim być" , przemknęło mi przez myśl chyba po raz setny.Wpatrując się w nagie konary drzew wokół alejki prowadzącej do parku minęłam dawno nie czynną fontannę i zaniedbane pokryte śniegiem grządki kiedyś kwiatów.Z daleka zobaczyłam rzędy wolnych ławek.Nic dziwnego , komu chciało by się odwiedzać park w tak mroźny dzień?Drżąc z zimna dotarłam do najbliższej z ławek i nie zwracając uwagi że jest pokryta cienką warstwą białego puchu usiadłam na niej zaciągając się świeżym powietrzem. Mrużąc na chwilę oczy znów przywołałam obraz uroczej kolacji z moimi rodzicami.Chciałabym potracić się z nimi nie kłócić i jakoś dogadać abym za każdym razem kiedy odwiedzę Gloucester była szczęśliwa że spędzę miło czas z rodziną.Ale nie teraz... Szkoda że akurat moje sprawy rodzinne nie układają się ta idealnie jak reszta.

Miałam zamiar jeszcze się poplątać a ewentualnie powoli wracać do domu jednak w roztargnieniu skręciłam w nie tą ulicę co trzeba a po chwili stania na chodniku i rozglądania się wokoło stwierdziłam ,że z tego miejsca mam niecały kilometr do domu Kat.No to w drogę! Czas ją odwiedzić i co najważniejsze szczerze pogadać i się wyżalić.Co jak co ale jej mogę powiedzieć wszystko.

Dotarłam pod domu kuzynki.Jak zwykle dwupiętrowa nowa posiadłość wyglądała dumnie nawet o tej porze roku i w dniu szarym jak ten.Podeszłam do furtki ,która okazała się być otwarta i udałam się za żwirowaną drogą przyozdobioną lampami aż do okazałych drzwi wejściowych.Jeszcze raz zaciągnęłam się wydawać by si mogło jeszcze bardziej zimnym powietrzem i wcisnęłam dzwonek.Nie czekałam długo bo niecałą minutę później drzwi otworzyłam mi ciotka Amelia.

-April.-powiedziała lekko zdziwiona moim widokiem tutaj.-Emm wejdź.
-Cześć ciociu...-zaczęłam już tłumaczyć się że muszę pilnie porozmawiać z Kat jednak ta mi przerwała i ze zrozumieniem oraz ciepłym uśmiechem oznajmiła że moja przyjaciółka znajduje się w swoim pokoju i bardzo się ucieszy z mojej wizyty.A więc po zdjęciu kurtki oraz butów marmurowymi schodami udałam się do jej królestwa.Kiedy dotarłam do odpowiednich drzwi zapukałam lekko kiedy nie usłyszałam żadnego "proszę" spróbowałam drugi raz aż w końcu moja ręka sama powędrowała na klamkę i uchyliła drzwi.Tak jak przypuszczałam , Kat ze słuchawkami na uszach siedziała na niewielkiej kanapie w rogu pokoju i z niezwykłą starannością malowała paznokcie.-Ekhem.-odchrząknęłam i zrobiłam parę kroków jednak ona nawet się nie poruszyła.No dobrze... , postanowiłam więc użyć innych środków.Rozejrzałam się po pomieszczeniu i na całe szczęście tuż obok mnie zauważyłam niewielki koc który był w stanie.. jak psu z gardła wyjęty.Sięgnęłam więc po niego ostrożnie , rozłożyłam i po cichutku na palcach zbliżyłam się do mojej ofiary.Kiedy już stałam tuż za nią a Kat w dalszym ciągu była zajęta swoim manikiurem uniosłam koc nad jej głową i zawinęłam niby ją dusząc.Z miejsca się oderwała i podskoczyła jak oparzona wydając przy tym piszczące dźwięki!-Porwanieeeeee!-krzyknęłam ,a Kat poznając mój głos i dalej mając głowę zawiniętą kocem i będąc w moim uścisku krzyknęła.-Widziałam ,że to ty ,ty wredna szkarado!
Roześmiałam się głośno z jej tonu.-Odwołaj to!
-Nie!!-zachichotała a ja dalej mocno trzymałam ją w uścisku koca.-Ej udusisz mnie bezmózgu!
-No cóż będzie mniej o jednego pasożyta!-wzruszyłam ramionami i znów parsknęłam ale zaraz potem dostałam od niej z całej siły z łokcia.-Dobra dobra , koniec tego zniewolenia.-rzekłam i uwolniłam moja miotającą się ofiarę.
Kat widząc mnie uśmiechnęła się szeroko a ja widząc jej fryzurę jak by wpadła w tornado również.-Zabije Cię! Pewnego pięknego dnia po prostu Cię zabiję!-rzuciła mi się na szyję ani trochę zła bo widok dawno niewidzianej mnie złagodził zdenerwowanie moją niespodzianką.
-Przynajmniej to nie będzie dziś bo pogoda na pewno nie jest za oknem piękna.-stwierdziłam wytaraskując się z jej objęć a kiedy to zrobiłam zarekomendowała "Siadaj i opowiadaj!".-No ale o czym ja mam ci opowiadać?-roześmiałam się.
-Jak to o czym?! Jak było?Co robiłaś?-poruszyła zabawnie brwiami.- Co robiliście?
Westchnęłam tylko głośno widząc jej entuzjazm ,którego jeszcze 5 minut wcześniej u mnie kompletnie brakowało.-Kat ,a możemy zacząć od czegoś innego?-zaczęłam już nie tak radośnie przypominając sobie nie tak dawne spięcie z rodzicami.
-Ap , co jest?-zapytała z troską uważnie na mnie patrząc jak by od razu się domyśliła.
-Pokłóciłam się z nimi.-machnęłam ręką.-Nie masz pojęcia jak się wściekłam.
-Z rodzicami?
-Tak.-niemal burknęłam.-Nadeszła pora obiadu a ja chciałam oznajmić im że już za dwa dni się wyprowadzam... Matka się wściekła , ojciec jej oczywiście przy wtórował a na dodatek zaczęli mi tłumaczyć jak to ślepo robię wszystko dla Nathana i że on NA PEWNO mnie tylko i wyłącznie wykorzysta.-zakreśliłam cudzysłów w powietrzu nie mając już najmniejszej ochoty tego wspominać.
-O Boże.-szepnęła zaskoczona Kat.
-No właśnie ,ja też byłam nie bardziej w szoku niż ty.-odparłam.-Wiesz jak mnie zawiedli?Spędziłam w Londynie i przecież nie tylko w Londynie najpiękniejsze chwile z Nathem ,a teraz przyjeżdżam do domu i mam wysłuchiwać kazań i przestróg na jego temat.Wiem przecież ,że...  że oni woleli by żebym została i może żebym nie koniecznie wiązała się ze sławną osobą ale na miłość boską! Powinni mnie wspierać w moich decyzjach i jakoś rozumieć...
Kat wsłuchując się w moje słowa oparła głowę na ręce i podrapała się po skroni.-Ap , zawsze były między wami mniejsze czy większe spięcia i...
-Ale jak wróciłam z Vegas na Święta wydawało mi się ,że jest naprawdę dobrze... Potem nawet się nie sprzeciwiali ani szczególnie nie dyskutowali zemną na temat Sylwestra w Londynie i tych kilku dni tam spędzonych.Nie mam pojęcia co im się stało.-rozłożyłam ręce a Kat tylko westchnęła.
-Ja też nie wiem.-stwierdziła i zapadła chwila ciszy.-Nie traktują tego poważnie.
-Oni w ogóle nie traktują mnie poważnie!
-Wiem ,wiem.
-Wiesz , chciałabym móc przyjeżdżając do Gloucester w każdy wolny weekend i ich odwiedzać ale jak mam to robić skoro za każdym razem będę wysłuchiwać kazań , kłótni i tych fochów matki!
Kat nic nie odpowiedziała tylko szczerze mnie przytuliła.-Może później im się to zmieni , przejdzie.Popatrz Ap , zobaczą że to jest na poważnie , że Nath nie jest wcale taki jak sobie myślą i że status gwiazdy nie musi niczego zmieniać.
-Kat , chciałabym tak myśleć.
-No to musisz zmienić myślenie i być tego pewna.-lekko się uśmiechnęła.
-Dzięki ,ty to jesteś niezastąpiona.
-Wiem , łobuzie.-odparła melodyjnie i z uśmiechem.-To co napijemy się coś na te smuty?! A potem babski wieczór z jakimś dobrym filmem , hm?
-3 razy tak!
-No to zaraz się coś zorganizuje tutaj.-wstała z uśmiechem przyklejonym do twarzy z kanapy.-Czekaj czekaj , ja tu gdzieś miałam jakiś zapasowy trunek zakamuflowany na czarną godzinę , zaraz go dobędę.-Kat stanęłam na środku pokoju i mrużąc oczy zaczęła rozglądać się po wszystkich katach.W końcu powędrowała do regału z książkami wyjęła jedną z grubych encyklopedii i chwyciła butelkę whiskey , którą zasłaniała książka.-No i jest mój skarb!-podeszła do mnie i postawiła butelkę na stoliku , następnie schwyciła pilot od telewizora i mi go rzuciła.-Odpal sprzęt a ja skocze po szkło.Aaa! Czekaj , ja tu miałam gdzieś jeszcze jakieś słodycze hm...-zastanawiała się chwilę szukając pod łóżkiem.
-Obejdzie się , nie szukaj.-odwołałam ją jednak ta dalej krzątała się po pokoju.-No ale słuchaj Kat , musimy jeszcze się dokładnie pozbierać na ten wyjazd wiesz to nie pójdzie tak szybko.
-Spokojnie ,spokojnie wszystko jest pod kontrolą.Mam już nawet prawie spakowaną jedną walizkę.
-Oooo! No nie wieżę.-parsknęłam.
-Wyrobimy się , zobaczysz.-uśmiechnęła się.-To lecę po te szkło!



-----------------------------------------------------------------
I witam Was! ;)

Cóż... a miał być przedwczoraj! Eh no ale akurat dzisiaj wzięłam się za końcówkę bo wczoraj miałam zajęty niemal cały dzień.Ale na pożyteczną czynność bo zakupy ^^ xd no
O rany nie moge się oswoić z myślą ,że już zaczyna się drugi tydzień ferii to tak mało ;< stanowczo za mało.Przydały by się już wakacje ;p
A jak tam u Was skrzaty , ferie , wolne , urlopiki czy wręcz przeciwnie? ;) Jeśli tymczasowo zapieprzacie w pracy/szkole to łącze się z Wami w bólu.

A tera  zmykam bo pora obiadowa nastała dla mnie.Tak ,że zobaczymy się naprawdę niedłuuugo ;)
Teraz postaram się dodawać rozdziały co 4-5 dni a nie prawie tydzień.Hmmm cieszy się ktoś? ;)
 Okay zmykam ,do nn Skarby! ;**



poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 47

 Cienie naszych ciał rysowały się w kątach pokoju.Runęłam na łóżko nim przycisnął mnie do siebie.Nasze wymowne spojrzenia wpatrywały się w siebie badając każdy nasz ruch.Odgarnął moje włosy rozlane na ramionach do tyłu i zaczął składać soczyste pocałunki wokół obojczyka skręcając w lewo i schodząc coraz niżej aż do mostka.Niemal zamruczał kiedy instynktownie wbiłam swoje paznokcie w jego kark.Potem wpił się w moje usta i prawą ręką kreślić wzory wokół mojej tali i przy tym lekko mnie łaskocząc zjeżdżając w stronę mojego boku.W ciemności ,którą oświetlał tylko ledwo widoczny blask księżyca odszukał boczny koronkowy pasek moich majtek i przeciągnął go w dół. Kompletnie naga tym razem to ja postanowiłam zająć się jego uwypuklonymi bokserkami.Kiedy już jego bokserki wylądowały gdzieś kilka metrów od nas nie pozostało nic innego jak tylko zająć się sobą.
                       
                                                                       ***
Coś zaczęło łaskotać mnie w okolicach karku.Czułam lekkie ciepło i wibracje płynące z całusów Nathana.Kiedy otworzyłam oczy i przekręciłam głowę zobaczyłam go obok pochylającego się nade mną ze świecącymi oczami i ciepłym spojrzeniem.Siedział w swoich kolorowych bokserkach z bohaterami "Family Guy" i białej opinającej bokserce wokół pomiętej białej kołdry.
-Otwórz usta kochanie.-rzekł melodyjnie i z zadowoleniem.
-Nath ,co ty planujesz?-zaśmiałam się wykonując ową czynność po czym Nathan ukazując szereg sowich śnieżnobiałych ząbków włożył do moich ust soczystą truskawkę.-Mmm skąd ty o tej porze wyczarowałeś truskawki?
-Bardzo proste. Wystarczy zaszantażować Jaya i posłać go do supermarketu.
Roześmiałam się z jego tonu i dumnej miny.-Ahhh ty też czujesz ten romantyzm?
-I to bardzo.-zamruczał i nim zdążyłam przełknąć pyszny owoc zatopił się w moich ustach.Poczułam wspomnienie wczorajszej nocy , słodycz truskawek i jego ciepło.Kiedy po kilku minutach cieszenia się sobą oderwaliśmy się od siebie Nath zaprezentował mi drewnianą tacę ze śniadaniem własnej roboty.Na brzegu między talerzem z tostami z dżemem a truskawkami i aromatyczną herbatą widniała gałązka pachnących żółtych tulipanów.
-Ooo i kwiaty.Jestem po wrażeniem.-sięgnęłam po tosta i herbatę.-Takie idealne śniadania to proszę codziennie.
-Nie wiem ,czy Jay będzie chciał codziennie rano latać do supermarketu ale jak to załatwię to będą codziennie.-uśmiechnął się na końcu całując mnie w głowę.
-No szczery jesteś , leniu!-skupiłam na nim wzrok z udawanym oburzeniem.- Sam byś poleciał a nie wyzyskujesz przyjaciół.
-Racja , mogłem o tym nie wspominać.-spuści głowę.
-I maleńka iskra romantyzmu zasnęła na wieki.-mlasnęłam.
Nath przekrzywił głowę w lewo wyglądając przy tym tak słodko jak kot.-Ale ja nie chce!-sprzeciwił się i zbliżył do mnie chcąc mnie pocałować.
-Jestem obrażona.-oznajmiłam chłodno jednak to nic nie dało bo nasze usta i tak się spotkały w zachłannym pocałunku.
 -Dalej?-zapytał cicho na centymetr oddalając się od moich ust.
-Tak.-odparłam z szerokim uśmiechem zadowolenia.Nathan westchnął popchnął mnie lekko na łóżko tak że wylądowałam z powrotem w pozycji leżącej a on na mnie otoczył mnie swoim ramionami jak w klatce i znów zaczął całować.
-No dobrze ,udobruchałeś mnie ,a teraz dokończymy śniadanie , okay?
-Niee.-przeciągnął.-Na śniadanie mamy czas nawet do wieczora.
Zaśmiałam się.-Nie mamy wcale czasu do wieczora , kochanie.
-Zrobimy w takim razie tak ; zjesz śniadanie ,a jak skończysz to dokończymy to co teraz zaczęliśmy.
-Hahaha ktoś tu chyba spodziewa się drugiej rundy! Najpierw to ja mój drogi zjem śniadanie , udam się do łazienki , ubiorę i poważnie z tobą porozmawiam.
Nathan zrobił poważną minę niby zastanawiając się nad czymś.-Mój plan był lepszy.-oznajmił ze szczerością.
-Nie wytrzymam z tobą!
-Ja bez ciebie ani minuty.-westchnął opadając znowu na poduszki.-A poza tym to wcześniejsze było nie miłe.
-Miłe miłe i to bardzo.-wysłałam mu buziaka.-A teraz w spokoju zjem twoje pyszne śniadanko.-posłałam mu uśmiech i zajęłam się smakowitymi tostami.
Po śniadaniu standardowo odwiedziłam łazienkę gdzie wykonałam poranną toaletę no i oczywiście wzięłam gorący prysznic.Wychodząc z łazienki wypełnionej parą obrałam kurs prosto do pokoju Natha a konkretnie do mojego bagażu z ubraniami gdzie zostałam pustki.Żadna bluzka nie była ani czysta ani wyprana! Dosłownie nie miałam co na siebie włożyć a przecież dzisiaj wyjeżdżam więc muszę mieć jeszcze coś w miarę wyjściowego na podróż.Nath? Rozejrzałam się po pokoju jednak po brunecie nie było tam ani śladu.Na pewno się nie pogniewa , pomyślałam spoglądając na jego szafę z ubraniami.Po otworzeniu jej ukazały mi się pułki wypełnione po brzegi równo ułożonymi koszulkami w przeróżnych kolorach.No no -wyrwało mi się.Sięgnęłam po tajemniczy biały T-shirt , który okazał się posiadać szare printy i ślady panterki. Swagooooowo! Tak ubrana oraz w moje czarne rurki i włochate popielate kapcie zeszłam na parter domostwa.Pokonując ostatnie schody usłyszałam głosy domowników.
-Witam państwa!-zawołałam wchodząc do salonu i spotykając zaskoczony wzrok Nathana.-No co ? Nie miałam co na siebie włożyć.
-Jaki SWAG!!! - krzyknął Jay ,który nagle wyrósł obok mnie z uniesioną brwią i otwartą paszczą.
-Błagam już bez komentarzy , panowie.-rzuciłam podchodząc do Nathana.-A Nath , musimy potem porozmawiać.
Wyostrzył wzrok i złapał mnie za rękę.-Mam się bać?
-Nie.To znaczy mam nadzieję że nie będziesz zły ,ale..
-April , teraz to mnie wystraszyłaś.
Parsknęłam.-Chodzi o moją przeprowadzkę ,głupku.
-Aaaa no tak.Ale popatrz w sumie to możesz zostać tu już na zawsze ,no wiesz...
-Wiem wiem wiem też bym tu najchętniej została.Ale uwierz gdy będę mieć swoje mieszkanie będzie lepiej.
Przemknął obok nas Max z piwem w ręku niby to szepcąc do Nathana.-Nie wchodź w drogę kobiecie!
-Dobra rada George!-orzekłam al potem wróciłam wzorkiem do niezadowolonego Nathana.
-To kiedy jedziesz?
Spuściłam wzrok z obawą ,że wścieknie się nowiną jaką mu zaraz zaprezentuję.-Właściwie to dzisiaj.
-Kiedy?-podniósł ton.
-Dzisiaj.-powtórzyłam chyba jeszcze ciszej.
-April , myślałem że zostaniesz jeszcze ze dwa dni.
-Nathan mówiłam ci że nie będę tu długo.Formalności związane z mieszkaniem okazały się pójść szybciej niż myślałam.Pojadę do Gloucester wezmę moje rzeczy ,a resztę wyślę pocztą i będę z powrotem.
-Z Katherine ze swoim nowym mieszkanku tylko 4 przecznice dalej.-mruknął z sarkazmem.
-Ej ej!-chwyciłam jego rękę i lekko nią potrząsnęłam.-Dwa dni i jestem z powrotem.-powiedziałam na pocieszenie po czym mocno mnie przytulił.
-Jasne , nie powinienem ci robić wyrzutów.
-Nie powinieneś.-szepnęłam dalej w niego wtulona i czułam jak by każda nasza część idealnie się w siebie wpasowała.Mogłabym już zawsze stać w tym korytarzu wtulona w niego.
 
                                                    ***


Taksówka podjechała prawie pod same drzwi.Przez szybę ujrzałam dobrze znany mi ceglany dom.Mój dom.Zawsze miło jest wrócić , pomyślałam wysiadając i płacąc kierowcy.Sięgnęłam po moją torbę podróżną i zadzwoniłam do domofonu przy furtce.Już myślałam ,że nikogo nie zastałam na mój powrót kiedy po kilku minutach zobaczyłam moją mamę wychylającą się przez okno w kuchni z szerokim uśmiechem.Otworzyła furtkę i już mogłam kroczyć alejką wyłożoną grafitową kostką tuż do drzwi.Tym razem nie musiałam długo czekać , mama błyskawicznie otworzyła mi drzwi.
Jeszcze drzwi dobrze się nie otworzyły a zobaczyłam jej pełną troski promienną twarz.Wzięła ode mnie torbę i zaczęła mnie przytulać i ściskać jak nigdy.-April , nareszcie jesteś.
-Jestem , mamo.-odpowiedziałam dalej zniewolona w uścisku.Mama jeszcze na dobre mnie nie puściła a już obok usłyszałam  znajome stukanie łap o panele.Pies kłębił się wokół nas z zadowoleniem i ekscytacją.-Diego ,ty mój urwisie.-pogłaskałam go po łbie.-Pewnie sie stęskniłeś.Jeszcze na dobre nie wróciłam z Vegas a już wyfrunęłam do Londynu.
-Och ,nie martw się.Doskonale się nim zajmowałam pod twoją nieobecność.
-Nie wątpię ,mamo.Szkoda tylko ,że zostawał na pół dnia sam.
-Przez jakiś czas nie będzie.-odparła mama patrząc jak nie mogę przestać zajmować się psem.-Oby ten jakiś czas potrwał dłużej niż dwa dni.-dodała zmieniając ton na poważniejszy.
-Mamo ,daj spokój.Porozmawiamy później , dobrze? -skinęła głową i zaprowadziła mnie do salonu.Taty jak zwykle o tej południowej porze nie było w domu więc postanowiłam że przedstawię rodzicom moje plany kiedy będą w komplecie ,na spokojnie przy kolacji.
-Herbaty?-zapytała moja rodzicielka kiedy zasiadłam na krześle w jadalni.
-Hmm mamo , proponujesz bo chcesz abyśmy się napiły ,usiadły i abyś wyciągnęła ze mnie informacje jak było w Londynie czy tak po prostu?-zaśmiałam się na co uniosła wzrok ku górze.
-April ,daj spokój.To herbata "tak po porostu" a poza tym pewnie zmarzłaś w drodze do domu.
-Taaa nie masz pojęcia jakie mrozy panują w taksówkach szczególnie kiedy podwodzi cie pod samiutki dom.-parsknęłam a mama razem ze mną.
Po chwili z dwoma parującymi aromatyczną cieczą kubkami dołączyła do mnie.
Jak zwykle wsadziła do swojego napoju dwie kostki cukru ,zamieszała i powiedziała uśmiechając się. -No to opowiadaj , Ap.

Po opowieściach o aurze pogodowej w stolicy , zanieczyszczonym powietrzu dającym siewie znaki nawet na obrzeżach miasta , niesamowitych ozdobach świątecznych w centrum , przeszłam płynnie w wystrój mieszkania chłopaków oraz mój abstynencki wieczór w Mahiki.O którym oczywiście nikt nic nie wiem i nic wcale się nie wydarzyło.Aaa! No i nikt nie był pijany na czele ze mną.Z takim małym nie uwzględnieniem szczegółów i na koniec zdziwioną i podejrzliwą miną mojej mamy udałam się do mojego pokoju.Duszność i kurz unoszący się w powietrzu przez ostatnie sprzątanie kilka miesięcy temu wypełniły moje płuca kiedy otworzyłam drzwi.Nawet kołdra na łóżku pozostała ta sama , trochę pomięta i nie wygładzona.
Dom był ten sam ,pokój też ale u mnie się pozmieniało i uświadczyłam się w tym jeszcze bardziej kiedy zadzwonił mój telefon.
-Ktokolwiek widział ktokolwiek wie.Niejaka April Jeferson zaginęła na trasie Londyn -Gloucester.Piękna brunetka od czterech godzin nie daje znaku życia a jej chłopak odchodzi od zmysłów ,czy aby szczęśliwie dotarła do domu?
-Nathan!-roześmiałam się słysząc jego ciepły jak letni dzień głos.-Niejaka April czuje się dobrze i szczęśliwie dotarła do swojego ukochanego domu a teraz spoczywa w swoim brudnym jak melina pokoju i daje znak swojemu zabawnemu chłopakowi ,że żyje.



----------------------------------------------------------------------
Hej!! ;)

Uff.Wreszcie coś napisałam.Nie jestem zadowolona to jest krótkie i mało rozwinięte ;p  ale ale ! Pisząc początek (czyt. kontynuację części poprzedniej) powtarzałam sobie w myślach "Boże co ja pisze! To wszystko dla was zboczeńce. ;D Sory to jak na ten dzień maksimum moich możliwość wiec jeśli ktoś jest nieusatysfakcjonowany to trudno. ;)

A teraz zmykam na prawdę się śpieszę a mam jeszcze mnóstwo rzeczy dzisiaj do zrobienia. Cale szczęście już wyzdrowiałam tak więc ferie pełną parą czas zacząć! ;) 
Do napisania Skarby!! ;** 

ps.Dzięki za te wszystkie miłe słowa ;D od zawsze wiedziałam że jesteście wspaniałe i kochane ;) Tak Aniu nie pogardzę faworkami ewentualnie całą lodóweczką ;D Do potem małe zboczeńce <3 div="" nbsp="">