wtorek, 29 października 2013

Rozdział 35

Byłam pół przytomna i bardzo śpiąca.W tej chwili jak najszybciej chciałam położyć się w swoim ciepłym łóżku.Jednak tej nocy w swoim łóżku to ja się na pewno nie położę ,pomyślałam spoglądając na Nathana za kierownicą.Jechaliśmy do jego domu. Przejażdżka nie trwała długo ale byłam już kompletnie wyczerpana i najnormalniej  w świecie zasnęłam.
Przez sen czułam zimny powiew zimowej nocy i uczucie jak by ktoś brał mnie na ręce.-Ał!-jęknęłam kiedy nagle poczułam ból z boku głowy i zobaczyłam Nathana.Okazał się ,że zdobył się na to aby wydostać śpiącą mnie  z samochodu na rękach i w tej chwili niósł aż do wejścia domu.
-April ,żyjesz  ,bardzo bolało ?-miał ściszony ,ale wyraźnie spanikowany i speszony głos.-Przepraszam nie chciałem cię uszkodzić.
-Nie ,nic się nie stało.-mówiłam chwilkę dochodząc do siebie i ogarniając sytuację.-Zaraz ,czy ja właśnie zahaczyłam o ścianę?-zdziwiłam się na co zrobił przepraszającą i zakłopotaną minę.-No dobra Supermenie postaw mnie już.
-Ciężka jesteś.-powiedział kiedy stałam już na własnych nogach.
-Chciałeś raczej powiedzieć "niestety ,ale nie mam mięśni".
-Dobra skoro wolisz spać na dworze.-odparł z udawanym fochem i otworzył szeroko drzwi na co się roześmiałam ,ale zaraz potem przypomniałam sobie ,że przecież jestem w jego domu i nie grzecznie było by obudzić wszystkich domowników.
-Oj żartowałam przecież.
-Przynieść twoje bagaże ,czy nie będą Ci potrzebne?
Ściągnęłam swoje przemokłe adidasy i wzięłam je do reki.-Obejdzie się.
-W takim razie zapraszam w skromne progi rezydencji Sykesów.-powiedział szczerząc się po czym  włączył światło w hol. Wychodząc z przedpokoju zobaczyłam dosyć proste i klasyczne wnętrze acz kol wiek bardzo ładnie urządzone.Z przed pokoju rozchodził się widok na salon ,w którym panował teraz pół-mrok podobnie jak w jadalni i kuchni.
-Napijesz się czegoś?-zapytał Nathan kierując się do kuchni ,a ja skinęłam głową.-Kawy?Herbaty ,a może kakaa?
Roześmiałam się cicho pod nosem.-Pamiętam jak kiedyś Kat chciała zrobić mi kakao i zamiast mleka wlała do kubka wody potem uparcie twierdziła ,że wszystko dobrze zrobiła i ze smakiem je wypiła.-mówiłam , a Nathan chichotał.-Kakao ,ale z mlekiem może być.
-Już się robi.-usiadłam na krześle przy stole ,a on przygotowywał napoje w kuchni naprzeciwko.-I nie przyglądaj się tak tej kanapie i tak tam dzisiaj nie będziesz spać.
-Ok ,może podłoga u ciebie też jest wygodna.
-Miałem na myśli moje łóżko ,Ap. To znaczy będziesz spać na moim łóżku ,z naciskiem na "będziesz" i "łóżku".
-Co pan takiego nikczemnego planuje , panie Sykes?-wstałam z zadumaną miną z obitego skórzaną tapicerką krzesła i podeszłam w jego stronę.
-A co by pani chciała?
-Dożyć do rana to mój główny cel.-odparłam wychylając się mu przez ramię i spoglądając na dwa parujące kubki.
Po chwili oboje z napojami w rękach szliśmy po ciemnych drewnianych schodach na piętro.Starałam się zachowywać jak najciszej aby nikogo nie obudzić.Drugie drwi od lewej okazały się być pokojem chłopaka.Kiedy zaświecił światło moim oczom ukazało się nie duże pomieszczenie w kolorze wyblakłego błękitu .Kasztanowe deki na podłodze były identyczne jak te ,z których zostało zrobione łóżko.Oczywiście nie zaścielone tak ,że pół kołdry zwisało na podłogę.Obok łóżka widniała średniej wielkości komoda z nie domkniętymi szufladami , małą lampką nocną i kilku zdjęciami w srebrnych ramkach.Na ścianie na przeciwko natomiast stało równie zabałaganione biurko i długi regał z książkami który sięgał aż do okna z niskim parapetem na którym była brązowa podłużna poduszka.Zawsze chciałam mieć taką niską parapeto-ławeczkę w swoim pokoju ,pomyślałam.
-Śpiąca?-z kontemplacji wnętrza wyrwał mnie głos Nathana.
-W sumie to już nie tak bardzo nie wiem czy to przez jest lag ale przeszła mi już ochota na spanie.
To była prawda.Jeszcze godzinę temu spałam jak zabita w samochodzie ,a teraz tak po prostu nie dałabym rady usnąć.Może to magiczna moc kakaa tak zadziałała?
-I tak ci pościele.Nie spodziewałem się gości więc sorry z bałagan.
-Gdybyś tylko widział mój pokój...-Nathan zajął się składaniem pościeli i układaniem poduszek a ja podeszłam do dużego okna na przeciwko.Lampa zaświecona w pokoju odbijała swoje światło w szyby tak że widziałam w niej siebie.Widziałam również mrok otulający ogród Sykesów ,lampy migoczące swoimi światłami wzdłuż ulicy ,może nawet udałoby mi się zobaczyć mój dom ,gdybyśmy znajdowali się piętro wyżej. Zamrożone płatki zaczęły nagle spadać z nieba.-Pada śnieg.-oznajmiłam.-A jeszcze kilka dni temu wylegiwałam się w ogrodzie w cieplutkich promieniach słońca.
-Wolisz wieczną wiosnę w Vegas ,czy zimę ze mną tutaj?-kiedy usłyszałam jego głos gwałtownie się odwróciłam ,okazało się że stał kilka kroków ode mnie.
Podszedł bliżej a ja wzięłam głęboki wdech.-Nawet najmroźniejsza zima w Gloucester była by słoneczna z tobą.
Nathan na moje słowa uśmiechnął się słodko.Dopiero teraz zaczęłam sobie uświadamiać jeszcze bardziej jak bardzo mi tego brakowało.Spojrzałam w iskierki w jego oczach a on wplótł swoją dłoń na mój kark odgarniając przy tym moje splątane włosy.Potem nasze usta zbliżyły się do siebie.Mimo ,że był to już któryś nas pocałunek jednak ja za każdym razem czułam się jak by był pierwszy.Mrowienie w żołądku i lekki dreszcz przeszywający moje ciało nie ustawał.Czułam ciepło jakie do niego biło i przyśpieszone bicie serca ,moje w tej chwili również szalało.Przez minutę nasze stęsknione języki przeplatały się nawzajem.
-Nie masz nawet pojęcia jak mi ciebie brakowało.-powiedział zniżonym tonem kiedy delikatnie oderwaliśmy się od siebie.Objął mnie w tali a ja zawiesiłam swoje ręce na jego szyi.
-Mam pojęcie Nath ,bo mi ciebie tak samo mocno.
-Zaczekaj minute.-odparł i podbiegł do drzwi aby zgasić światło i włączyć małą lampkę na komodzie.-Półmrok jest bardziej romantyczny.-oznajmił.
-Nie zaprzeczę.-uśmiechnęłam się. Nath znów podszedł bliżej tak że staliśmy teraz na przeciwko okna tak jak przedtem.Nasze usta ponownie się spotkały ,ale tym razem na dłużej ,pocałunki przerodziły się w bardziej intensywne i wręcz namiętne.
-Nath nie powinniśmy.-odezwałam się kiedy chłopak zaczął ściągać moją bluzkę.-Za ścianą śpią pewnie twoi rodzice i siostra...
-Masz racje , to trochę niezręczne.-poparł mnie i lekko się odsunął.
Kiedy zobaczył ,że ściągnęłam sweter i zastanawiałam się co mogłoby posłużyć mi za pidżamę ,zapytał otwierając szafę nie wile większą niż komoda ,której wcześniej nie zauważyłam.-Chcesz coś na przebranie?
-Jeśli masz coś adekwatnego to poproszę.-skinęłam głową ,a chłopak podał mi jeden ze swoich t-shirtów. Kiedy rozłożyłam rzecz okazało się ,że jest to biała koszulka z misiem i różowo -niebieskimi napisami "Game Over".Kiedy Nathan wygrzebywał z szafy coś dla siebie podreptałam w kąt pokoju i pozbyłam się moich nie wygodnych jeansów i koszulki.Po założeniu ciuchu chłopaka stwierdziłam ,że wyglądam całkiem nieźle.Koszulka sięgała mi do jakiejś 1/3 ud więc odruchowo ja naciągałam.
-Uroczo-stwierdził.-Może chcesz krótszą?-usłyszałam jego zadziorny głos.
-Ha-ha-ha.-wyprostowałam się i założyłam ręce na biodra.-Niestety nie skorzystam z twojej kuszącej oferty.
-A szkoda.-zrobił podkówkę z ust jednak go zignorowałam i usiadłam niepewnie na brzegu łóżka.
Ubrany w dresowe spodnie za kolano i białą bokserkę podszedł do mnie.-Śpisz ,czy siedzisz bo ja bym chętnie pospał.-uśmiechnął się.
-Zaczekaj jeszcze się chwilę zastanowię.-zrobiłam zadumą minę na co on błyskawicznie wziął mnie na ręce i odstawił w kąt łóżka.
-No to dobranoc.
-Dobranoc.-przykryłam się kołdrą po szyję i wygodnie usadowiłam na materacu.
-Powinniśmy wyłączyć światło.
-Zgadzam się.
-Masz bliżej.
-Nie wydaje mi się.
-A chcesz linijkę?
-Oj dobra , już gaszę.-niechętnie wyciągnęłam ręce z pod kołdry ,przycisnęłam przycisk i w pokoju zapanowała ciemność.Jedynie blask księżyca o smukłym kształcie i gwiazdy wprowadzały do pomieszczenia jasną poświatę.
-Śpisz?
-Nie ,a ty?
-Też nie.
-Matko Nathan...-roześmiałam się.
-No co?-oburzył się.
-Nie nic.-obróciłam się do niego bokiem tak ,że nasze twarze się spotkały.Zielono-niebieskie oczy Nathana lekko lśniły w ciemności. Wyraz twarzy był zamyślony jak by teraz spoglądał na mnie i myślał nad jakimś błyskotliwym stwierdzeniem.Miał uroczo zmierzwione włosy.
-No i jak ja mam przy tobie zasnąć , co?-odezwał się.
-Nie wiem.-uśmiechnęłam się.
-Albo mnie hejtujesz ,albo droczysz się ,albo gapisz ,albo całujesz.
-Ja?-"oburzyłam się" z udawanym zdziwieniem.
-No w sumie całować możesz.-powiedział po chwili uchachany na co dałam w śmiech i złożyłam na jego miękkich ustach soczysty pocałunek.
-A teraz koniec tych konwersacji..dobranoc.
-Dobranoc... dobranoc....-rzekł niezadowolonym tonem i zamknął oczy.


Rankiem obudził mnie blask promieni słonecznych wlewających się przez okno.Teraz mogłam zobaczyć jego pokój w pełnym świetle.Spojrzałam na Nathana ,który dalej smacznie spał był skierowany przodem do mnie a jego fryzurę można było określić jako "artystyczny nieład".Wyglądał tak uroczo i niewinnie ,że miałam ochotę w tym momencie wyciągnąć telefon i zrobić mu małą "secret" sesje zdjęciową.
-Nathan ty leniu wstawaj!-nagle usłyszałam jak ktoś dobija się do drzwi i próbuje je otworzyć.Głos dziewczyny był zirytowany.-Dlaczego się zamknąłeś?
Cholera!-powiedziałam sama do siebie i próbowałam szarpaniem jakoś obudzić chłopaka.
-Nathan!Wstawaj gnomie!-krzyczałam szeptem.
W końcu po kilku minutach otworzył oczy i zaczął się przeciągać.-Cooo...yyy ale o co chodzi Ap?-wymamrotał.
-Nie gadaj tylko wstawaj bo wszyscy już się obudzili.-pisnęłam spanikowana.
-Ale jak to?

------------------------------------------------------------------------------------------------

Siemson dziewczęta! ;)

No to tak...Jestem zadowolona ;) hah tak to nowość.Dostałam natchnienia gdy wracałam ze szkoły do domu i tak oto przysiadłam sb i nabazgrałam to.Mam nadzieję że nie zasnęłyście ;p
Chciałam Was rówz=nież przeprosić za opóźnienia ;< miałam ciężki tydzień w szkole a właściwie to ten też do fajnych nie należy.Teraz pokazuje się doskonale moje kochane lenistwo... Musiałam jeszcze ogarnąć drugi blog.A właśnie! Zapraszam na rozdział nr 3! ;) http://my-wanted-story-3.blogspot.com/

W sumie to tyle.Dziś był intensywny dzień tak że idę sb zrobić kąpiel z pianą <3 p="">Następny będzie może w weekend?  Na pewno bez opóźnień ;)

Ściskam Was skarby! ;*

wtorek, 22 października 2013

Rozdział 34

Dotarliśmy do ulubionej galerii Nathana -nie ma tam tłumów ludzi więc nie dziwię mu się ,że często tu kupuje , przynajmniej może robić to w spokoju. A więc tuż po zaparkowaniu ,choć znalezienie odpowiedniego miejsca zajęło nam trochę czasu weszliśmy do galerii.Przed moimi oczami pojawiło się multum sklepów a przede wszystkim wszechobecne dekoracje świąteczne. Nie licząc ogromnej choinki na środku pomierzenia poobwieszanej ze wszystkich stron kolorowymi światełkami.Wystrój ten robił wrażenie .Nathan widząc moją minę typu "zagubione dziecko we mgle" chwycił moją dłoń.

-To masz już jakieś pomysły na prezenty?-zapytał.
-Wiem tylko ,że muszę kupić jakiś dobry ekspres do kawy hmm tacie może zegarek.Nie mam pojęcia co dać mamie a Kat w sumie ucieszyłaby się nawet dobrze zapakowanym słoikiem nutelli.-mówiłam dalej rozglądając się wokoło.
-Nutella?Jak oryginalnie.-odparł z uśmiechem.
-W takim razie wymyśl coś lepszego!-odparowałam po czym zobaczyłam jego zamyśloną minę.-No właśnie... To co może najpierw ten ekspres?
-Na końcu galerii jest duży sklep ze sprzętem RTV i AGD ,czy coś w tym stylu... Chodź bo coś mi się wydaje ,że się zgubisz.-posłał czarujący uśmiech i splótł swoją rękę z moją  i ruszyliśmy na wprost.
Cóż to że interesujący mnie sklep znajdował się na drugim końcu galerii nie działało to korzyść Nathana bo zanim tam dotarliśmy zahaczyliśmy o kilka sklepów po drodze.
-Juuuuż?-stał znudzony pod przymierzalnią kiedy przymierzałam kolejną parę jeansów.
-Zaraz zaraz.Jeszcze tylko zmierzę 3 pary i wychodzę.
-Taaa ale zanim to zrobię przez godzinę będę się zastanawiała ,w których wyglądam lepiej potem gdy stwierdzę że nie mogę się zdecydować na te ,czy na te znowu je przymierze i tak zmarnuje kolejną godzinę.-majaczył udając mój ton głosu.
-Ej bo zaraz dostaniesz!-wychyliłam się z przymierzalni i pacnęłam go w tył głowy.-A z resztą mądralo skoro tak chcesz oszczędzać czas to lepiej ty mi powiedz ,w których mi lepiej.-odchyliłam całkowicie bordową zasłonę i zaprezentowałam mu się w całej okazałości w jasnych marmurkowych rurkach.
-Hmm.-położył rękę przy brodzie tak że wyglądał jak by intensywnie nad czymś rozmyślał.-Obrót proszę.Stop ,stań tyłem.Tak dobrze ,a teraz lekko się pochyl.Może jeszcze odrobinę.-wydawał polecenia ,które ja z niechęciom wykonywałam.
-Iii?Nathan przestań się tak gapić ludzie tu są!
-Przecież ja tylko oceniam twój wygląd.
-A mógłbyś ocenić całokształt a nie tylko ich tylną -górną cześć?-podniosłam się z pozycji i stanęłam przed nim przodem.
-Ehh kobiety.-mruknął.-Wskakuj w drugie!-zarządził.
-I kto tu jest wybredny proszę państwa.-rzuciłam wchodzą  do przymierzalni i zasłaniając "kurtynę". Następnie tak jak polecił Nath przymierzyłam jeszcze jedną parę jeansów po czym wykonałam tak zwany" test Nathanowy" ,który jednoznacznie orzekł że jednak pierwsza para jest o niebo lepsza. Zadowolona aczkolwiek już nieco zmęczona podreptałam do kasy i zakupiłam ubrania. Gdy wyszliśmy ze sklepu okazało się ,że jest bardzo późno a za godzinę zamykają -środek tygodnia. Spanikowałam bo jak dotąd nie kupiłam nawet jednego prezentu z mojej listy nie licząc oczywiście kilku drobiazgów dla mnie.Szpagatami pognaliśmy w końcu do sklepu na końcu galerii. Kiedy  w końcu dotarliśmy do działu z ekspresami do kawy i innym sprzętem zaczęło się medytowanie."Ten wygląda dziwnie ,ten ma za mało funkcji ,a ten znowu za drogi". Jednak po 20 minuach udało mi się wybrać odpowiedniego robota i z ulgą że kupiłam choć jedną pomyślaną przeze mnie rzecz zapłaciłam za niego przy kasie. Potem wręcz wybiegłam ze sklepu ponieważ to nie było koniec moich zakupów , mam jeszcze trzy osoby z obdarowania prezentami. Mój przewodnik Nathan zaprowadził mnie do sklepu z biżuterią.Tam w oko wpadł mi niezły srebrny zegarek.Od razu pomyślałam po moim ojcu ,który zawsze wiecznie się spóźnia -z pewnością odziedziczyłam to po nim.Obejrzałam dokładnie zegarek ,cena była adekwatna więc z przychylnością Nathana zakupiłam gadżet. Zostały jeszcze mama i Kat. Długo zastanawiałam się nad prezentem dla Lauren w końcu moja mama ma praktycznie wszystko ,począwszy od biżuteria po przeróżne perfumy. Zatrzymałam się kiedy minęłam sklep z galanterią z nadzieją że piękne torebki na wystawie jednak nie są tak drogie na jakie wyglądają. Pociągając za mną chłopaka weszliśmy do środka.Od razu w oczy rzuciła mi się dosyć prosta torebka na krótkim uchu tak ,że można było ją nosić na przed ramieniu.Byłą w kolorze karmelu o kanciastych kształtach trapezu z ozdobnym paskiem  ,pomyślałam że idealnie paskowała by do jednych z ulubiony wyjściowych szpilek mojej mamy z brązowymi paskami. Mimo ,że wydałam już trochę moich funduszy ,a torebka do tanich nie należała postanowiłam ją kupić. Jeszcze tylko jakiś drobiazg dla mojej kuzynki i będę mogła z czystym sumieniem wrócić do Gloucester cała obładowana reklamówkami. Pamiętam ,że kiedyś Kat miała taką fazę w życiu ,że dniem i nocą jeździła na deskorolce.Do dziś został jej taki skateowy styl i upodobanie do za dużych ubrań ,więc kiedy zobaczyłam piękną szarą bluzę z napisem "Boy" od razu pomyślałam o niej. Jako że gonił nas czas ,a właściwie to zamknięcie galerii szybko przymierzyłam bluzę po czym stwierdziłam że jest na mnie tylko o rozmiar za duża po czym  kupiłam ją.Kat była ode mnie o jakieś 10 centymetrów wyższa tak więc kiedy kupowałam jej jakiś ubrania zawsze przedtem je na sobie przymierzałam by sprawdzić czy będą jej pasować. Piekielnie zmęczona i z 4 reklamówkami w rękaceh oraz z Nathanem dźwigającym ekspres opuściliśmy galerię. Byłam już ogromnie senna i tylko kawa mogła mnie na pół godziny uratować przed zaśnięciem a czekały mnie jeszcze dwie godziny drogi i włamanie się do swojego domu.Tak więc skoczyłam jeszcze do Starbucksa

po dwie kawy na wynos i ruszyliśmy w drogę. Skupiony Nathan zasiadł za kierownicą i włączył głośno radio ,które nie pozwalało mi zasnąć. Na dworze zapadł całkowity mrok tak więc światła mijanych samochodów i lamp raziły mnie w oczy.
-To jaki jest plan?
-Zabawie się w włamywacza.-powiedziałam szeroko ziewając na co Nath się tylko roześmiał.
-No nie wiem czy dasz radę śpiochu.
-Wszytko się uda ,zobaczysz! Będziesz taki kochany i podwieziesz mnie pod same drzwi potem jeśli bramka będzie otwarta w co wątpie to spokojnie wejdę a jak nie podsadzisz mnie i przeskoczę przez płot.Spokojnie ,nie jest wysoki.-uprzedziłam go bo chciał się  odezwać.
-Ooo widzę ,że pełnie kluczową rolę pomocnika w twoim chytrym planie.
-Ależ oczywiście wspólniku! -uśmiechnęłam się szeroko i kontynuowałam monolog.-Następnie wejdę tylnymi drzwiami tarasu.Kluczk powinien być za doniczką obok drzwi.Wejdę bez problemów ,obawiam się tylko żeby pies wszystkich nie obudził.Jeśli bezszelestnie dostane się do mojego pokoju misja będzie zakończona z powodzeniem.
-Ambitnie.-przyznał.-A co jeśli coś pójdzie nie tak?Masz plan B?
-Nie potrzebuje planu B.Zobaczysz wszystko będzie dobrze.
-Dla pewności jednak zostanę pod twoim domem dopóki nie zaświecisz światła w swoim pokoju.
-Wątpisz w moje umiejętności włamywacza?!-oburzyłam się na niby.-Dobrze , skoro chcesz niech będzie.
Na tą chwilę zakończyliśmy rozmowę ,a ja nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam.Jednak jed lag wzięło górę i żadna kawa nie była w stanie mi pomóc.
-Piękna wstawaj!-usłyszałam ściszony głos bruneta.-A nie mówiłem że zaśniesz?
Powoli wdrapałam się na fotel i przetarłam zasklepione powieki.
-Erm..co? Już jesteśmy?
-Od 10 minut cie budzę.
-Cholera.-wyjrzałam za szybę i rzeczywiście Nathan zaparkował tuż pod moim domem.-To ,która jest godzina?
-Przed 12.-dalej pochylał się , odgarnął włosy spadające na moją pogniecioną od snu twarz.-Chodź agencie trzeba wypełnić misję.
-Już już, tylko wyciągnę zakupy i idziemy.
Wyszłam z samochodu i wyjęłam torby z otwartego bagażnika.Spojrzałam na budynek.Wszystkie światła były pogaszone.Rodzice włącznie z Diego pewnie już dawno smacznie spali.Oprócz cienkiej warstwy śniegu na dachu i werandzie dom nic się nie zmienił.W blasku latarni wyglądał dokładnie tak samo kiedy późnymi wieczorami wracałam do niego z imprez. Pewnie ruszyłam w stronę ogrodzenia. Ciemne drewniane deski w mocowane w niski murek nie stanowiły dla mnie wielkiej przeszkody .Obeszło się nawet bez pomocy Nathana ,który bacznie przyglądał się operacji przechodzenia przez płot.
-Chodź tu głąbie.-cicho krzyknęłam i machnęłam ręką.
-No co?Tylko nie mówi że pękły ci spodnie.-roześmiał się cicho.
-Nie tym razem.-odparła.-To widzimy się...?
-W sobotę.Chyba ,że masz czas jutro?
-Szczere mówiąc to raczej cały dzień rodzina będzie mnie wypytywać i przesłuchiwać więc jeśli na chwilkę się im wyrwę tona pewno zadzwonię.
Podszedł bliżej ,a ja pochyliłam się dalej stojąc z drugiej strony murku aby go przytulić.Objął mnie swoimi ramionami ,które teraz wydawały się być specjalnie dopasowane do moich i musnął czule moje usta.-Będę czekał.A i nie zabij się mi tam!
-Specjalnie dla ciebie będę uważać , kochanie.-uśmiechnęłam się wystawiając mu język i kiedy odwrócił się odchodząc do samochodu błyskawicznie skoczyłam z murku.Znajdowałam się w ogrodzie i to zimą a co za tym idzie wpadłam w niezłą zaspę.Nie miałam pojęcia ,że w moim ogrodzie będzie teraz tyle śniegu.Moje wysokie białe adidasy kompletnie zatopiły się w białej zmożonej skorupie.Wydostałam obie nogi i ruszyłam w tył domu zostawiając za sobą ślady na śniegu i skrzypiąc przy tym bezgłośnie.Potem weszłam po trzech schodkach na taras.Światło lamp odbijające się o ogromną szybę w drzwiach pozwalało mi zajrzeć do środka salonu. Jak zawsze był w miarę uporządkowany jednak teraz na ławie obok świec spoczywał dekoracyjny wieniec z czerwonymi wstążeczkami ,na komodzie pod ścianą znajdowała się natomiast miniaturowa choinka.Oderwałam wzrok od wnętrza i schyliłam się aby sięgnąć do doniczki z cyprysem. Stanęłam jak wryta kiedy moja ręka na nic nie natrafiła.Okazało się ,że doniczka z cyprysem ,który zawsze dumnie stał przy drzwiach zniknęła. Ogarnęło mnie kompletne dzwonienie i zeskocznie.Jak teraz miałam dostać się do środka bez klucza? Nie chciałam  przecież psuć mojego planu i w środku nocy budzić rodziców. Zrezygnowana westchnęłam i spuściłam głowę.Jeszcze raz rozejrzałam się dokoła czy może aby cyprys nie powędrował gdzieś indziej ale nie było po nim ani śladu. Moją ostatnią nadzieją była stara zmarznięta wycieraczka.Wsadziłam pod nią ręce i nic.Klucza ani śladu jak by ktoś specjalnie aby pokrzyżować mój plan go stamtąd zabrał. Nagle przypomniał mi się Nathan.Zrobiłam odwrót i miałam nadzieję że jeszcze nie odjechał.Grodząc w śniegu do połowy łydek jak tylko najszybciej mogłam wróciłam do bramki i ponownie przeżucia łam zakupy na drugą stronę.

-Nathan! Jakiś geniusz zwinął mi kluczyk!-byłam zdenerwowana i zawiedziona.Chłopak widząc mnie natychmiast wyszedł ze swojego audi.
-Co się stało?
-Nie mam kluczyka więc nie wejdę.Jak na złość ktoś zabrał go z miejsca gdzie zawsze był.-mówiłam poirytowana.-Tylko nie dziś!
-To źle i to bardzo.Co teraz?
-Nie wiem.-westchnęłam.-Nie wjedę do domu.
-Jasne.-odparł.-W takim razie wsiadaj do samochodu i jedziemy do mnie.-oznajmił stanowczo.
-Co?Do ciebie? Nathan jest środek nocy a poza tym ...
-A poza tym to ty nie masz gdzie spać i nie wcale nie będziesz przeszkadzać mojej mamie ani Jess. I tak wszyscy już śpią więc wejdziemy bezszelestnie a poza tym mój pokój jest dosyć  duży aby pomieścić nas obojga.-Otworzyłam usta aby coś powiedzieć ,ale wtrącił.-Nie masz wyjścia moja droga.
-Skoro twoje argumenty są takie przekonujące to jako tymczasowa bezdomna muszę się zgodzić.

----------------------------------------------------------------------------------------------
Alocha! ;)

Piszę do Was późnym wieczorkiem tuż po akcji na tt więc trochę faza jest. ;)
Rozdział też pisany na poczekanie.W sumie to nawet nawet ale dialogi kompletnie bez pomysłu.
Muszę koniecznie dodać ,że bardzo Was kocham! ;) tak ,te ostatnie komentarze był naprawdę dla mnie ważne i dowartościowujące.Kolejny raz powtórzę ,że jesteście niezastąpione mój trójkącie i ciesze się ,że podoba Wam się moja twórczość <3 p="">To ważne.

Chciałam napisać tylko tyle.A teraz spadam szykować się do snu ;) A i jeszcze bardzo zapraszam na drugi rozdział na nowy blog! my-wanted-story-3.blogspot.com
Do następnego Misiaki! ;*

środa, 16 października 2013

Rozdział 33

Nadszedł ten dzień.Nareszcie.Jakaś część mnie już od poranka cieszyła się i była podekscytowana że znowu zobaczy swoje rodzinne Gloucester ,ale druga rozpaczliwie nie chciała zostawiać Las
Vegas. Mimo wszystko dopuściłam do głosu tą pierwszą część. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po śniadaniu było spakowanie się. Z trudem otworzyłam wielką dębową szafę i pozbierałam resztki
ubrań z różnych zakamarków pokoju. Po godzinie opróżnianiu mojego pokoju rozbolały mnie plecy i byłam całkowicie padnięta. Resztkami sił przetransportowałam moją walizkę na parter i walnęłam
się na kanapę w salonie. Byłam już ubrana i to specjalnie ,bo założyłam na siebie najcieplejsze ciuchy jakie ze sobą tu przywiozłam.W końcu w UK powita mnie zima ,a tym czasem tutejszą pogodę można
określić jako wczesną jesień.

-I jak?-zapytała mnie Amy podchodząc z parującym kubkiem w ręce.-Może kawy?
-Pewnie się przyda ,dziękuje.-przyjęłam kubek aromatycznego czarnego płynu.-Cóż na razie jest ciężko.Po pakowaniu jestem padnięta. A do tego na samą myśl o nadchodzącym jet lag błyskawicznie
rozbolała mnie głowa.
Ciotka lekko się uśmiechnęła.-Tak bywa ,ale po kilku dniach przejdzie.
-A pro po przyjazdów to zamierzacie wpaść na święta do naszej wiochy?
Amy ciepło się uśmiechnęła.Miała tak dobry i pogodny wyraz twarzy ,że nie byłabym wstanie uwierzyć że skrzywdziła by przysłowiową muchę.-E tam jakiej wiochy?
-Wiochy wiochy no przynajmniej w porównaniu z tą metropolią.-mówiłam upijając co chwilę gorącą kawę.-Więc?
-Na 100% przylecimy w drugi dzień świąt.
-Mama na pewno się ucieszy. W końcu ostatni raz byliście w święta wielkanocne.
-Tym razem zostaniemy kilka dni więc wszystko się nadrobi.
Usłyszałam kroki Ryana ,który po minucie zawitał do salonu.Był już gotowy ,aby odwieść mnie na lotnisko.-Gdzie nasza April , już gotowa?
-Tak.-westchnęłam. Z jednej strony chciałabym tu jeszcze trochę zostać ,ale z drugiej najchętniej w minutę teleportowała bym się do Londynu. A co do  Londynu od razu przypomniał mi się Nathan i nasz
plan.-Ale mam nadzieję że nikomu nie mówiliście ,że będę wcześniej?-pośpiesznie wstałam i popatrzyłam na nich.
-Ależ skąd!Niespodzianka to niespodzianka.
-Wspaniale.-uśmiechnęłam się na samą myśl zrealizowania mojego planu.

Następnie nadszedł czas na pożegnanie.Kiedy Ryan umieścił moje walizki ,które był dwa razy cięższe niż jeszcze niecałe dwa miesiące temu Amy wyściskała mnie jak nigdy.Była bardzo pogodną osobą
,która zyskała moją sympatię już od pierwszego spotkania kilka lat temu.Cieszyłam się ,że oboje też zapewnili mi dach nad głową i tak wiele dla mnie zrobili w czasie pobytu. Niestety gonił mnie czas więc
po raz ostatni opuściłam dom i wsiadłam do samochodu.Jechaliśmy cały czas rozmawiając ,a ja tak jak kiedy opuszczała mnie Kat wlepiałam wzrok w widoki ulic znikających za szybą.
                                                                                                                               
                                                                   ***

Godzinę przed lądowanie zadzwoniłam do Nathana ,który miał mnie odebrać z Londyńskiego lotniska.Byłam podekscytowana i może lekko zestresowana .Na samą myśl że w końcu go zobaczę mój
żołądek robił fikołki i czułam że temperatura wokół wzrasta.Wszystko było ustalone. Nath miał czekać  w Londynie ponieważ nie było lotów bezpośrednio do Gloucester.Ponadto tak jak skrupulatnie
zaplanowałam przyjechałam dzień wcześniej. Stwierdziłam ,że zrobię niespodziankę rodzicom i późnym wieczorem kiedy będą już spać wkradnę się do domu ,tak że rano powitam ich na
śniadaniu. Szeroko uśmiechnęłam się na samą myśl widoku ich min.Pomyślałam również ,że skoro będę już w stolicy to wybiore się na zakupy i sprawie wszystkim jakieś małe prezenty. Przyznaję ,że w
Vegas nie kupiłam wiele na ten cel ,a poza tym i tak musiałabym sporo zapłacić za nad bagaż. Tak więc ostatnia godzina nie zwykle mi się ciągnęła ,ale gdy tylko usłyszałam że za chwilę lądowanie
jeszcze bardziej skręciło mnie w żołądku.Po rychłym  opuszczeniu samolotu i wręcz moimi szpagatowymi krokami udałam się na miejsce odpraw i przylotów. Moje oczy rozjeżdżały się we wszystkie
strony świata.W kłębie ludzi szukałam znajomego chłopaka.Stałam jak wryta i do tego od stóp do głów obładowana bagażami ,kiedy go zobaczyłam .Wyglądał jak zwykle i był ubrany ja zwykle ale
jego wyraz twarzy gdy nasze spojrzenia się spotkały natychmiast się zmienił. Czułam ,że zaraz eksploduje.Zrobiłam krok ,a potem nie panując nad niczym pognałam jak szalona.Oboje lekko zwolniliśmy
,aby potem zatrzymać się stojąc tuż przed sobą.Cicho wypowiedzieliśmy swoje imiona i po prostu wtuliliśmy się w siebie. Nathan wydała się teraz taki inny .. nie umiałam tego określić. Chyba nigdy nie
doznałam takiego uczucia. Nawet kiedy Kat przyjechała to było zupełnie inne.Teraz  za  wszelką cenę nie chciałam dopuścić aby z moich szklanych oczów spadła ani jedna łza.Wydawało mi się że
staliśmy tak przyklejeni do siebie całą wieczność ,a świat wokół nas dalej biegł i tylko nas to zupełnie nie obchodziło. Kiedy delikatnie odsunęliśmy się od siebie Nathan opiekuńczo pocałował mnie w
czoło.Kąciki moich ust jeszcze bardziej powędrowały do góry.

-Trzy tygodnie.Trzy bezsensowne tygodnie bez ciebie. -odparł po chwili nadal nie mówiąc głośno.Nawet kiedy kompletnie zaskoczona zobaczyłam go w recepcji The Mirage nie wyglądał tak jak teraz.W
jego głębokich zielono-niebieskich tęczówkach widziałam lekko migotający blask radości.
-Mogę powiedzieć dokładnie to samo.-odparłam ,a po chwili brunet odgarnął kosmyk włosów opadających mi na lewe oko.-Dalej nie mogę uwierzyć ,że już nie będziemy całymi dniami i nocami wisieć na
telefonie.
-Dniami i nocami będziemy mogli za to robić różne inne rzeczy.-odparł szczerząc się.Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo brakowało mi tego uśmiechu.Był taki wyjątkowy...
-To zabrzmiało dwuznacznie!
-Erm... cóż mogą wystąpić różne interpretacje.Zależy jak kto zrozumie...
Roześmiałam się z jego tonu.-Uwielbiam Cię Sykes.
-Ja ciebie też Jef.
-Ej ej jaki Jef?!-zbulwersowałam się kiedy po raz pierwszy użył mojego nazwiska na co gwałtownie otworzył usta i już chciał zabrać głos ,ale mu przeszkodziłam.-Och ,zamknij się Nath.- rzuciłam kiedy
nasze twarzy zbliżyły się do siebie na tyle że dzieliły je teraz tylko centymetry. Czułam jego ciepły oddech ,teraz jak by lekko przyśpieszony. Krew szumiała w mojej głowie ,a serce gwałtownie przyśpieszyło. W końcu nasze usta się spotkały.Następnie jego ręce lekko objęły mnie w tali. Smak jego ust był niesamowity ,był takie ciepłe całe ciepło z nich rozlało się po moim ciele.Czułam równocześnie ciepło ,ale też przyjemy dreszcz i mrowienie w żołądku.Nasz pocałunek był czuły ,ale tylko po to ,aby potem przerodzić się w bardziej zachłanny i wręcz namiętny. Zupełnie tak jak by nasze języki nareszcie się odnalazły i nie mogły się sobą nacieszyć.Po chwili delikatnie oderwaliśmy się od siebie kiedy zaczęło brakować powierza. Chyba żadne z nas nie wiedziało co ma powiedzieć ,a może po prostu nie chciało przerywać tak wyjątkowej chwili... Wymieniliśmy spojrzenia po czym spletliśmy swoje dłonie.Nathan bez słowa wziął moją większą walizkę ,a ja chwyciłam za tą mniejszą.Nath od ruchowo rozejrzał się czy nikt nam się nie przygląda jednak żadne z nas nie zobaczyło nic niepokojącego i ruszyliśmy w stronę wyjścia.Z każdym krokiem ku szklanym drzwiom czułam dochodzące z na zewnątrz zimno.A kiedy wyszliśmy powiał chłodny wiatr tak że przeszedł mnie dreszcz.Nathan chyba to zauważył bo z troską objął mnie ramieniem za co posłałam mu lekki uśmiech.
-Samochód czeka.-odparł tylko i od razu zauważyłam na stojące dumnie na chodniku czarne audi.Obraz wokoło był mi obcy ponieważ nigdy nie byłam na Londyńskim lotnisku.Powietrze było tu inne niż w Gloucester , można było wyczuć smog unoszący się w powietrzu tuż nad szaro gołębim niebie.Za niespełna godzinę miał zapaść zmierzch jednak ludzie chodzili po ulicach jak gdyby nigdy nic.Wokół było pełno ozdób i świątecznych dekoracji.Pierzynki śniegu spoczywały na gołych konarach drzewek wzdłuż ulicy.Gołym okiem było widać nadchodzące święta.

-April.-z kontemplacji otoczenia wybił mnie znajomy głos.
Nathan włożył już moje walizki do bagażnika ,a teraz był w trakcie wsiadania do samochodu.
-Już.Mam nadzieję ,że zdążymy jeszcze zrobić te zakupy.
-Jeśli nadal będziesz tak stać to nie wiem czy się dzisiaj wyrobimy.
-Och już wchodzę.-powiedziałam otwierając drzwi pojazdu i zasiadając w wygodnych wyprofilowanych fotelach.-Do centrum proszę szoferze.
-Już się robi.-odparł wciskając biegi.


---------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam panie ;)

Jak tam leci u Was?Cóż (mam teraz faze na to słowo xd) u mnie powolutku i spokojnie,Pewnie dla tego ,że wcale się nie uczę tylko spędzam wieczorki przy laptopku.No i piszę takie cosie jak powyrzej.Mam nadzieję że Wam sie podoba bo mi ...tak ;) pisany szybko ale coś naszła mnie wena może troszeczkę króciutki ale następny gwarantuje że będzie dłuższy bo już wiem co szykuję dla Was ^^

W takm razie zmykam...a i jeszcze zapraszam serdecznie na mojego drugiego new bloga http://my-wanted-story-3.blogspot.com/.
Do zobaczenia Słońca! ;*

poniedziałek, 14 października 2013

Hej hej ;)

Ja tylko na chwilkę tu wpadłam aby powiadomić Was ,że założyłam nowego bloga!Tak wiem trochę zaszalałam xd na razie pod linkiem http://my-wanted-story-3.blogspot.com/ czkają na was bohaterowie mojej nowej opowieści ;) będzie na pewno ciekawie i inaczej ni tu.Ale nie denerwujcie się ani nic bo ten blog oczywiście będę kontynuować. I promise!Jeśli już to raczej na nowym blogu będą sie pojawiać rozdziały rzadziej niż tu tak że nic nie zawieszam itp. A no i jutro będzie tam prolog ,który za pewne nieco więcej Wam powie.To ja znikam i ściskam moich drogi czytelników ;*

sobota, 12 października 2013

Rozdział 32

Byłem już  zmęczony.Rankiem udział w Daybreak potem sesja ,której końca nie było widać ,a na koniec jeszcze wywiad. Przynajmniej mogłem odespać ostatnią nie przespaną noc w samolocie. Oby chłopaków tym razem nie rozpierała energia  i dziwaczne pomysły ,pomyślałem bo tego dnia a dokłedniej wieczorem nareszcie wracaliśmydo UK. Cóż przez samymi świętami czeka nas jeszcze pare występów na festiwalach przed świątecznych ,ale wole to niż kiedy całe dni mamy zapełnione w przejazdach.
Kiedy dojechaliśmy naszym niezawodnym vanem do hotelu w  od razu pomaszerowałem do pokoju.Musiałem jeszcze jakoś zmotywować się do spakowania ,potem kolacja i jedziemy na lotnisko.Tak więc otworzyłem drzwi mojego pokoju ,którego śnieżnobiała biel ścian kontrastowała z bałaganem porozrzucanych po kątach ubrań. Nawet paczki i torby z prezentami  od fanów siedziały rozwalone obok łóżka ,które z resztą do upożadkowanych też nie należało.Jakoś zmotywowałem się do ogarnięcia tego burdelu i spakowania.Powiedzmy ,że po godzinie pokój lśnił czystością ,aż wparował do niego Max.
 

-Oooo musisz dać lekcje Tomowi perfekcyjna pani domu.-odparł kiedy zatrzymał się w przed pokoju na co wyprostowałem się dumnie.
-A co cię sprowadza do mojego królestwa czystości?
-Wybieramy się do jakiejś miejscówki na kolacje.Tak ,że schodź na recepcje.
-To ile mamy jeszcze czasu do samolotu?
Max spojrzał na swój srebrny wypasiony zegarek ,którego z dumą pokazywał wszystkim od tygodnia.- 3 godziny ,więc lepiej się pośpieszmy.-rzekł.

Po kilku minutach cały zespól siedział w meksykańskiej restauracji.Wszyscy już pozamawiali swoje dania i siedzieli pochyleni zajadając się i co chwilę rozmawiając.Patrzyłem na Toma na przeciwko mnie
, który wcinał burrito i był cały upaćkany z czerwonego sosu.Od razu przypomniała mi się ostatnia impreza Hallowenowa kiedy April była cała ubabrana w keczupie a potem wylądowaliśmy razem w basenie.
 

-Hej ,młody co ty objawienia dostałeś ,że taki zahipnotyzowany?-odezwał się nagle.
-Co?Nie.-ocknąłem się.
-Lepiej powiedz z kim tak ostatnio namiętnie rozmawiałeś przez telefon bo mama to chyba nie była.-odparł Parker z zadowoloną miną.
-Wiedziałem ,że podsłuchiwaliście!Zero prywatności.
-Ja nic nie podsłuchiwałem.-bronił honoru Jay.
-Ja też.-przy wtórowała reszta.
-A zmieniając temat to od razu jedziecie do rodzinnych miast ,czy jeszcze zostajecie w Londynie?-zwróciłem się do Maxa i Jaya ,z którymi przyszło mi dzielić nasze mieszkanie w stolicy.
-Ja od razu do Newark.
-Ja też do Manchesteru.
-Lil Nath ,a to była ta dziewczyna z Vegas?-dalej drążył Tom.
-Tak.-odparłem grzebiąc widelcem w talerzu.
-No fajna się wydawała ,najlepsze było jak potem poszliśmy do kasyna.
-Najlepsze jest to że do tego momentu mniej więcej pamiętam tą imprezę.-wymamrotałem.
-Eh dobra nie wspominajmy już ,ważne że rano wszyscy żyli.-po raz pierwszy odezwał się Siva.
-Ej ,a ona jest z Gloucester?-Tom nie dawał spokoju co zaczęło mnie irytować.
-Jeny Parker zejdź ze mnie!Co ty piszesz książkę ,czy zostałeś dziennikarzem?
-Oj już dobra dobra.Drażliwy temat widzę.
-Wy tacy zainteresowani April a Niną Maxową to już nie.
Max błyskawicznie się wyprostował.-Nie zmieniaj tematu Baby Nath.
-Ależ z ja nie zmieniam ,to Thomas ciągle do niego wraca.
-Dobra jedzcie lepiej a nie gadajcie ,bo czas leci.-zarządził Loczek.

Po jakimś czasie z pełnymi żołądkami opuściliśmy restaurajcę i wruciliśmy do hotelu.Big Kev ulokował wszystkie nasze bagarze w vanie i ruszyliśmy na lotnisko.Czekało nas 6 godzin lotu... W samolocie nie wiedziałem czym mam się zająć.Tomax zaciekle o czymś dyskutowali co chwilę głosno rechocząc ,Jay z zamkniętymi oczami słuchał muzyki ,a Siva zdaje się że rozmawiał przez telefon z Nareeshą.Postanowiłem wyciągnąc z mojego podręcznego bagażu tablet.Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy do April.Tak ,porozmawiać z April na skejpie.Oby tylko była teraz dostępna,pomyśłałem z nadzieją.Załączyłem cały sprzęt w tym słcuhawki żeby nie rozdzierać się na cały samolot i ku mojej uciesze dziewczyna była dostępna.

-Hej !-odparła od razu gdy pojawiła się na ekranie ,jak zwykle wyglądała pięknie.
-Dobry wieczór!
-O 17 dobry wieczór ,a no można i tak.-dziewczyna lekko się uśmiechnęła.-Gdzie teraz jesteś ?
-U mnie jest kilka godzin do przodu.-spojrzałem w okienko ,ale zobaczyłem żadnego konkretnego widoku tylko zamazaną mgłę.-Gdzieś nad Atlantykiem ,a tak dokładniej to w samolocie.
-Atlantykiem?Samolocie?No muszę przyznać że coraz bardziej mnie zadziwiasz Sid.Wracasz do UK?-w głosie April wykryłem cień podekscytowania.
-Normalnie wracalibyśmy kilka dni później ,ale odwołali nam koncert.
-Szkoda ,że nie przesunęli go do Las Vegas.-podparła głowę rękoma.
-Szkoda.-przytaknąłem.-A skoro już mowa o powrotach to wiesz już kiedy wracasz?
-21 grudnia ,czyli jeszcze tu posiedzę.-miała znudzoną minę.-A tak w ogóle to w samolocie można używać komputera?
-Nie wiem... Jestem na tablecie ,ale jak na razie nikt mnie nie opiepszył.
-Oby udało nam się pogadać.-uśmiechnęła sie ciepło.Nie miła pojęcia ile bym dał ,aby zobaczyć ten uśmiech na żywo.-Ty to masz dobrze ,ja już chciałabym być w Gloucester.- mówiła trochę przygnębiona.
-Jeszcze tylko kilka dni.Może odbiorę cię z lotniska i gdzieś wyskoczymy?
-Ta trzeba jakoś zrekompensować te hmmm trzy tygodnie na dwóch  krańcach kontynentu.
-Wiesz Ap ,przyzwyczaiłem się ,że wszystko mam z góry zaplanowane jednak z tobą tak nie było.
-Tak wiem jestem nie przewidywalna  i ten mój kochany pech.Ale mam pomysł!Zaplanujmy kolejne dni ..od razu wracasz do Gloucester ,prawda?
-No tak.Ok ,niech będzie zaplanujmy je.
-21 ,czyli sobota.Kiedy przyjadę pewnie rodzice odbiorą mnie z lotniska jak znam życie i spędze cały dzień na opowiadaniu "jak to jest w Ameryce".
-Więc niedziela?
-Tak w niedzielę możemy się spotkać.-uśmiechnęła się szeroko.Pomysł z planowaniem poprawił jej nastrój a nie lubiłem kiedy April się smuciła.
-Hej a może pomogłabyś mi kupić prezenty?
-Ok ,świetny pomysł!Mi też przyda się twoje oko doradcze ,ale obawiam się że nieźle cię wymęczę łażeniem po centrach handlowych.
-Hah myślę że Jess mnie na to uodporniła.
-Zobaczymy.-miała teraz śmieszny "szatański" wzrok.-Ale jak coś to sam tego chciałeś cwaniaku.
-Dobra ,dobra nie cwaniakuj mi tu.W poniedziałek będzie już 23.
-To w poniedziałek będą zakupy.-stwierdziła pośpiesznie zadowolona.
-Cały dzień?-zapytałem na co słodko się roześmiała.
-Sam tego chciałeś.-odparła.
-No dobrze ,a we wtorek?

Wtorek , środa i czwartek ... razem zaplanowaliśmy dokładnie wszystkie dni aż do kolacji wigilijnej. W sumie to wyszło nam na dobre ,chociaż nie miałem pojęcia ile z naszych planów uda się nam zrealizować. Jednak myśl że będziemy przynajmniej w jednym mieście dodawała mi otuchy. W dodatku zbliżające się święta ,wydawało mi się że czas pod koniec roku pędził jak szalony.Nie mogłem doczekać się tylko niedzieli 22 grudnia.



----------------------------------------------------
Hej hej! ;)

Powiem tak ,rozdział do  dupy według mnie ,chociaż oczywiście wy możecie mieć inne zdanie ;p nie miałam pomysł kompletnie... i coś czuję że dopada mnie mały kryzys tak samo był kiedy przed 30 rozdziałem na starym blogu się zaciełam i nie dawałam rady.Bez sensu ,ale historia jak to mówią lubi się powtarzać.Dobra ,ale was już nie straszę xd

Coś jestem dzisiaj mega zmęczona i senna więc pewnie dla tego też nie chciało mi się pisać.Tak więc padam poczytać jeszcze miasto popiołów i do spania.
Ściskam moje drogie czytelniczki ,do nexciorka! ;*

wtorek, 8 października 2013

Rozdział 31

Kiedy próbowałyśmy przetransportować się z pełnego atrakcji Los Angeles do Vegas oczywiście uciekł nam pociag.Jak łatwo się domyslić winna tego była Katherine ,która tuż przed stacją się zgubiła.Zirytowane i pokłócone czekałysmy na koleny pociag 2 godziny.Droga przebiegła nam bęz wiekszych ekscesów ,ale pewnie dlatego że połowę niej przespałam.W LV byłyśmy ok 3 w nocy.Jak na poniedziałek i powrót do pracy nieźle się zapowiadał i w dodatku po południu Kath wyjeżdża... Oby ten dzień był udany ,pomyślałam.Rankiem kiedy wstałam ,ogarnełam się i zeszłam na dół Katherine jescze smacznie spała podobnie jak reszta domowników.Tego dnia ubrałam zwyczajny zestaw i zajadając w drodzę kanapki udałam sie na tramwaj.W pracy jak zwykle , mimo mojego  bulu głowy i lekko podkręzonych oczów jakoś się trzymałam.Z tego co się dowiedziałam to Joann przyznawała i rozdzielała wszystkim urlopy świąteczne.A tak... Zbliżał sie już początek grudnia ,a ja dalej nie wiedziałam kompletnie nic.Kiedy przyszłam do biura pani kierownik zadała mi pytanie.

-Przedłużyłaś już umowę u Morrisa?-zapytała.
-Nie ,jeszcze nie.-spojrzałam na kobietę z łukosa przeglądając gruby zeszyt z urlopami.
-To lepiej to szybko zrób.-mówiła wbijając obojętnie wzrok wzrok w swoje paznokcie.-Potem nie będzie czasu.A z resztą Pan Morris i tak zatrudni cie na stałe.
Słowa Joann spowodowały ,że zawisłam na biurkiem niczym  bezwładna kukiełka na sznurku.Miałam już długopis w ręce i szukałam wolnych terminów w połowie grudnia.Karty w połowie były już zapisane nazwiskami.Zaczęłam nad tym myśleć.Sama nie wiedziałam ,co mam zrobić.Przedłużenie umowy z hotelem wiązałoby się z moim powrotem tu tuż po świętach.A przecież chciałam zostać w Gloucester , spędzić czas z rodziną ,przyjaciółmi a przez wszystkim z Nathanem.W głowie miałam totalną pustkę.Jakaś część mnie mówiła ,że praca tu jest kompletnie bez sensu ,powinnam wrócić i tam żyć a nie tu.Ale drugi głos w mojej głowie przypominał mi jak jeszcze kiedyś mówiłam "nie przejmuj sie Nathanem  ,on ma swoje życie ,a ty swoje. Taraz wyjechał ,a teraz ty musisz zająć sie sobą".Miałam w tedy ogromne wątpliwości ,ale miałam też w nadzieję ,że dobrze zrobiłam decydując się na Vegas.

-Już?Podpisałaś?-z rozmyślań wybił mnie głos kobiety stojącej obok.
-Nie ,jeszcze chwileczkę.-rzuciłam z roztargnieniem.
Obracając kolejną stronę zeszytu natknęłam się na daty 21-29.Pasuje wręcz idealnie ,pomyślałam.Złożyłam podpis i zamyślona nowymi wątpliwościami wróciłam na recepcje.
-Rachel?-zaczęłam niepewnie.Nie wiedziałam co powiedzieć ,chciałam po prostu z nią porozmawiać.Zawsze potrzebowałam rozmowy kiedy nad czymś się trapiłam.-Wzięłaś już wolne dni na Święta?
-Tak.-odpowiedziała odrywając zwrok od ekranu komputera.Zauważyłam ,że dziś nie miała tak jak zwykle uczesanego koka ,tylko gładkiego kucyka.-Coś sie stało ,jesteś jakaś blada?-z zaciekawieniem skierowała na mnie woje wielkie niebieskie oczy niemal jak atrament.

-Nie nic ,po prostu zastanawiam się nad czymś.
-Uhmum.-wyprostowała się na znak ,że chce mnie wysłuchać.
-Dobra.-powiedziałam jak by przyznając się do winy.-Nie wiem ,czy mam wracać tu po nowym roku.-powiedziałam pośpiesznie.
-Zamierzasz zrezygnować?-blondynka była lekko zdziwiona.
-Tak ,to znaczy nie wiem.Chyba tak.-spuściłam wzrok.-Wiem ,że w Anglii będę musiała szukać nowej pracy ,a na pewno na lepszą tam nie trafię.Ponad to chciałam jeszcze znaleść sobie jakieś mieszkanie.
-A tu to wszystko masz.-stwierdziła.
-No właśnie.-mruknęłam.
-Niestety ,ale ja ci nie pomogę.Sama musisz podjąć decyzję.A tak poza tym -przybrała zmartwiony ton.- to będzie brakować mi twojego śmiesznego akcentu.
-Śmiesznego?-powtórzyłam unosząc kąciki ust do góry.-To właśnie wasz jest śmieszny.-prychnęłam ,za co obdarzyła mnie fochniętą miną.
-Eeeeej.
-Dobra ,nic nie wmówiłam.-rozbawiona podniosłam ręce w obronnym geście.

Kolejne godziny minęły dość szybko , w ciagu nich co chwilę ucinałam sobie miłe pogawędki z Rachel.Ta dziewczyna zawsze wydawała mi sie bardzo miła i przyjazna ,wręcz stworzona do tej pracy zawsze z uśmiechem na twarzy gości.A przede wszystkim pomogła mi na początkach i wszystkiego mnie nauczyła.To miejsce tak samo... będzie mi brakowało tych wystawnych wnętrz.Równocześnie nowoczesnych ,ale i bogato zdobionych.Nawet wielkiego szklanego żyrandola na środku holu ,pod którym zawsze szybko przechodziłam bo obawiałam sie że lada chwila runie mi na głowę.Nawet ludzi ,których znam tylko z widzenia lub dzięki metalowym plakietkom z imieniem.The Mirage było jednak dla mnie wymarzonym hotelem.

Po pracy od razu pognałam do domu.W jadalni czekał już na mnie pyszny obiad autorstwa Amy i walizka mojej kuzynki ,o którą omal sie nie potknęłam idąc korytarzem.Po posiłku chciałam jeszcze wykorzystać ostatnie godziny Kat spędzone w Vegas.Wszyscy domownicy zgromadzili się w salonie i oddali rozmowie.Opowiadałam Kat co dziś wydarzyło się w pracy.No ,a przedewszystkim poruszyłam temat mojego prawdopodobnego powrotu.Oczywiście stanowisko mojej kuzynki w tej sprawie było jasne "pakujesz sie i wracasz i żadnego ale!".Kolejny raz przypomniałam sobie ,że choć by nie wiadomo jak bardzo nad czymś sie zamarwiałam i rozmyślałam ona zawsze podsunie mi jakiś optymistyczny pomysł.Po godzinie musieliśmy już jechać na lotnisko z Ryanem.Kat podczas jazdy wlepiała swój wzrok w ulice miasta ,aby jak najlepiej je zapamiętać i pewnie nacieszyc się też tutejszym słońcem.Wróci do pewnie kompletnie zaśnieżonego i zlodowaciałego Gloucester ... z resztą ja też.Kiedy dojechałysmy na miejsce nadszedł czas pożegnania.Pożegnania -to właśnie ich najbardziej nie nawidziłam w szelkich wyjazdach.

-Pamiętaj Ap co ci mówiłam.-zaczęła rudowłosa kiedy stałyśmy już w miejscu odpraw.
-Tak tak."Pakujesz się i wracasz".-przybrałam zdecydowany ton mojej kuzynki na co ona wybuchła śmiechem.
-I nie śmiej sie ponieważ to są  moje z resztą bardzo mądre słowa.-zagroziła mi placem tuż przed nosem.-I zobaczysz wszystko będzie dobrze i sie samo jakoś poukłada.Dobrze wiesz ,że masz gdzie wracać moja droga.-posłała mi ciepły uśmiech kiedy zobaczyła ,że moje oczy robią się szklane.-Ej nie rycz mi tu!
-No co ty nie ryczę przecież.Deszcz mi tylko napdał do oczu.-roześmiałam się i ja przytuliłam.-Naprawdę dzięki ,że przyjechałaś.Wiedziałam ,że coś uknujesz z Amy cwaniaku.
-Zna się te sposoby na udane ni spodzianki.-z uśmiechem dumnie sie wyprostowała.
-Oj zna się.-powiedziałam kiedy w głośnikach rozbrzmiał komunikat o tym ,że samolot to UK odlatuje lada chwila.-Nie zatrzymuj się bo znowu się spóźnisz rudzielcu.
-Hahaha ja i spóźnianie?! No co ty.
-Spływaj.
-Na pewno?
-Na pewno siostro.-odparłam niemal płacząc i ostatni raz przytuliłam kuzynkę.Po minucie oderwałyśmy się od siebie ,a Kat wzięła swoją ogromną czerwoną walizkę w białe kropki i odeszła.
-Widzimy się za dwa tygodnie siostro!-usłyszałam jej głos kiedy była już kawałek ode mnie zmieszana z ludźmi.

-----------------------------------------------------------------------------
Witam drogie panie ;)

Łoj długo mnie coś nie było. ;( za co bardzo przepraszam.Miałam pewne bardzo przyjemne problemy techniczne z moim chorym komputerkiem.Bo tak sie składa ,że ja już wyzdrowiałam ,ale on zachorował na różnorakie wirusy.;< tak że cały weekend w nim grzebałam ,ale naprawiłam ;) jedyny minus jest taki że zepsułam Worda xd no ,ale nie ważne.
Tak wiec rozdział już jest.Wiem ,że krótki i wiem ,że pewnie znowu coś mi sie spiepszy z czcionką  -,- no ale trudno.Bolgger mnie nie lubi niestety może chociaż was lubi bo ja was bardzo lubię. ;p

No to kończymy.Do następnego bejbusy ,który będzie lada dzień ;)